Dla Was piszę

26 grudnia 2013

"Ziemia Boga w 20 tajemnicach" Paul Badde

Przygasa już świąteczny blask. Każdy z nas chce, aby ten czas, ta szczególna atmosfera trwały jak najdłużej. Dla mnie Boże Narodzenie jest czasem kiedy moje myśli częściej wędrują do Ziemi Świętej. Nazaret, Betlejem, Jerozolima... Mam nadzieję, że kiedyś ujrzę te miejsca. Do każdej mojej podróży, w którą udało mi się wyruszyć przygotowywałam się merytorycznie. Lubię znać miejsca, które zobaczę. Można więcej zobaczyć i przeżyć. Podróż do Ziemi Świętej wymaga szczególnego przygotowania. Na drodze tego przygotowania znalazłam książkę Paula Badde pt. „Ziemia Boga w 20 tajemnicach”.


Der Spiegel tak pisze:
„To książka tyleż mądra, co trzymająca w napięciu. W samym środku tak boleśnie dotkniętej ziemi Badde wydobywa rzeczywistość wznoszącą się ponad brutalną codzienność tego miejsca”.
Oto fragment:
„Jest życie przed Jerozolimą i życie po Jerozolimie – mówiłem przyjaciołom, by wyjaśnić im, dlaczego mam takiego kręćka na punkcie tego miasta. To był „syndrom jerozolimski”. Korzystałem z każdej sposobności, żeby tam wrócić, każdy pretekst był dobry. Aż pewnego razu – w Roku Jubileuszowym 2000 – obudziłem się tam już nie jako podróżny, tylko jako obywatel miasta. Oto nagle nie mieszkałem już na Thierschplatz w Monachium, tylko dwie minuty drogi od Bramy Damasceńskiej. Inaczej niż dawniej, gdy jako reporter odbywałem w to miejsce samotne przeważnie podróże, nie wyruszaliśmy (z żoną Ellen) z wypchanym portfelem, kartonem papierosów i torbą podróżną pełną przewodników. Jechaliśmy…”
Polecam Wam tę książkę. Mnie zachwyca każde zdanie napisane przez Paula Badde.

23 grudnia 2013

Życzenia


„Przy wzejściu

pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,

ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny,

najtkliwsze przekazując uczucia

w tym chlebie.”

(Cyprian Kamil Norwid)

 


Wszystkim moim Czytelnikom wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia!

Łucja z Agulkowego Pola

21 grudnia 2013

Mydlany aniołek

W tym całym przedświątecznym ferworze walki z zakupami, gotowaniem, sprzątaniem nie pozostaje czasu na przyjemności. Dla mnie przyjemnością jest pisanie bloga. Mam Wam tak dużo do napisania …
Dzisiaj jednak pokażę Wam jeden śliczny maleńki drobiazg – mydlanego aniołka.

„Mydło w kształcie anioła o delikatnie świeżym, kremowym zapachu. Wytwarzane według tradycyjnej receptury z najwyższej jakości, czystych olejów roślinnych: oleju palmowego i kokosowego, wzbogaconych dodatkiem owczego mleka i lanoliny. Jest szczególnie łagodne nawet dla wrażliwej skóry. Działa zmiękczająco i wygładzająco.”
Mydełko to dołączone było do mojego zamówienia z Green Line. Wspaniały eko-upominek.
Czas jakiś mydlany aniołek zamieszka na ułożonych ręcznikach w łazience. A potem … posłuży codziennej higienie.
Dziękuję Green Line!

15 grudnia 2013

Oliwkowe mydło antycellulitowe z luffą i guaraną Bioselect

Jestem wielką fanką mydeł w kostkach. Najróżniejsze mydełka przewijają się przez moje ręce. Jedną cechę mają wspólną. Są to naturalne mydła. Kluczowy jest skład moich mydełek. Musi to być 100 % natura. Musi to być mydło roślinne. Bez EDTA.
Takie naprawdę naturalne mydełka ma w swojej ofercie sklep Helfy. Chcę wam zaprezentować jedno z mydełek greckiej marki Bioselect – Oliwkowe mydło antycellulitowe z luffą i guaraną.

O mydle przeczytamy:
„Naturalne roślinne mydło, tradycyjnie wytwarzane z oliwy z oliwek, luffy i guarany. Luffa i guarana zapewniają skuteczne działanie ujędrniające. Mydło zawiera nawilżające oleje: palmowy i kokosowy. Dzięki specjalnie dobranym składnikom zapewnia podczas mycia ciała działanie antycellulitowe.
Zawiera Dictamelia®, czyli unikalne połączenie takich składników jak: lebiodka kreteńska i oliwa z oliwek .
Skład: Olea Europaea (Olive) Fruit oil*, Elais guineensis (Palm) Fruit Oil*, Cocos nucifera (coconut) oil*, Aqua (Water), Sodium Hydroxide, Lavandula hybrida (lavandin) oil*, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil*, Paulinia cupana (guarana) extract*, Luffa cylindrica, Origanum Dictamnus (Dictamus) extract*
* pochodzące z upraw organicznych.

Certyfikat ICEA / IT 55 BC No 035. Nie zawiera sztucznych barwników i substancji zapachowych, etoksylatów, glikolu propylenowego, PEG-ów, pochodnych ropy naftowej, silikonów oraz kontrowersyjnych konserwantów (m.in. parabenów, Disodium EDTA, Imidazolidinyl Urea).”
Moja opinia:
Mydło Bioselect pochodzi z Krety. Zastanowiła mnie „Dictamelia”. Lubię różne nieznane składniki roślinne w kosmetykach. Lubię także jak najwięcej wiedzieć na ich temat.
Oto jakie informacje znalazłam na temat Dictamelia®:
„Dictamo (lebiodka kreteńska), to znane od wieków rodzime ziele porastające tylko wyższe regiony Krety. Zbiera się je w okresie największej żywotności, kiedy jest bogate w olejki eteryczne i inne cenne komponenty. Dictamelia powstaje przez macerację i ekstrakcję Diktamo, aby odtworzyć remedium z Krety używane od czasów starożytnych do kojenia i ochrony przed zapaleniem i zakażeniem ran.
Dictamelia to unikalne synergistyczne dla skóry połączenie dobroci dwóch roślin: lebiodki kreteńskiej z dziewiczym olejem z organicznie kultywowanych na Krecie oliwek.”

Zagadka dotycząca składników już rozwiązana. Mydło zawiera więc bogactwo oliwy z oliwek oraz macerat z lebiodki. Mała kostka (80 g) rzeczywiście pachnie ziołowo. Bardzo delikatnie i lekko. W kompozycji zapachowej użyto także olejku lawendowego i lawandynowego. Zapach lawendy nie dominuje i nie przytłacza. Mydło jest przyjemne w używaniu, delikatnie się pieni. Spełnia swoją rolę. Z założenie nie wierzę w działanie antycellulitowe mydła. Być może guarana, luffa i dictamedia mają takie działanie. O tym mydle mogę powiedzieć, że jest to dobre toaletowe mydło. Warto także zwrócić uwagę opakowanie mydełka. Kartonik w barwach ochry i zieleni, z motywem drzewa oliwnego. To takie greckie.

Jest jeszcze jedna rzecz, która w mydle tym mnie się podoba. Producent pisze o tym, że to mydło posiada certyfikat ICEA. Podaje także jego numer - ICEA 055 BC 035 GR. Zawsze można sprawdzić.
To mój pierwszy kosmetyk marki Bioselect. Wiem jednak, że mam ochotę poznać inne.
Bogatą ofertę kosmetyków Bioselect znajdziecie tutaj

 
Może stosowałyście już te greckie kosmetyki?


10 grudnia 2013

W blasku świec od Eubiony

Nie ma osoby, której nie zachwycałby blask świec. Zapalamy je na różne okazje. Zawsze jednak podkreślają uroczysty charakter chwili. Albo zapalamy je z konieczności. Tak jak chociażby podczas ostatnich dni podczas szalejącej wichury o pięknym imieniu Ksawery.
W płonące świece mogę wpatrywać się godzinami.


Ale czy palenie świec jest dla nas zdrowe? To zależy oczywiście od tego jakich świec używamy. Ja sięgam bardzo często po świece kupione od pszczelarzy. Lubię ten charakterystyczny zapach woskowych świec.
W sklepach mamy ogromny wybór świec. Najróżniejsze kształty i kolory. Tylko jest jeden problem – to w przewadze świece parafinowe.  W wyniku ich spalania uwalnia się m.in. benzen i toluen. Oba związki zaliczane są do węglowodorów aromatycznych. Są silnie toksyczne dla układu immunologicznego, oddechowego, nerwowego i krwionośnego. Są to substancje teratogenne i kancerogenne.  Po co więc narażać zdrowie swoje i swoich bliskich?
Trudno jednak obejść się bez piękna zapalonych świec. Alternatywą są świece wykonane z roślinnej stearyny.
Na takie stearynowe świece natknęłam się w Green Line. Ich producentem jest Eubiona.


Przypuszczam, że z kosmetykami tej marki się spotkałyście. Kupiłam czerwone i białe świece. Nie należą one do tanich świec. Te parafinowe są zdecydowanie tańsze. Świece jednak mają tworzyć wyjątkowy nastrój. Nie muszę ich palić codziennie. Ja swoje przeznaczyłam na Wigilię. To taki wyjątkowy wieczór. Piękne świece podkreślą wyjątkowość tego wieczoru.

Nie powiem Wam jak się moje świece z Eubiony palą. Czekają na swój wieczór. Już teraz urzekły mnie swoją krystaliczną strukturą.


Wyglądają jakby powstały z kryształków lodu. Trudno oddać ich piękno na zdjęciach.
 

Piękne i szanujące nasze zdrowie. Nie znajdziecie w nich substancji pochodzenia petrochemicznego, syntetycznych środków barwiących, zapachowych czy konserwujących. Świece Eubiony mają certyfikat Ecocert.

Zapalacie świece na różne okazje? Co sądzicie o takich ekologicznych świecach?

 

6 grudnia 2013

Benecos i Lavera dla ...

Mikołaj przychodzi skoro świt. Do świtu pewnie jeszcze godzina. Mikołaj jednak już działa na całego.

 
Szepnął do ucha, że Benecos sprawi dużo radości Mamadee.
Z Lavery ucieszy się natomiast Naturalna Bianka.
Tak jak wspomniałam każdy z zestawów składa się z trzech kosmetyków. Trzeciego nie zdradzę, chodź Mikołaj pozwolił popatrzeć. To mikołajkowa niespodzianka. Mam nadzieję, że dziewczynom spodobają się zestawy. Może nam zdradzą czym je Mikołaj zaskoczył?
A tymczasem czekam na dane adresowe: agulkowepole@o2.pl
Dziękuję za udział w zabawie. Miło było czytać Wasze sugestie na temat co tam jeszcze Mikołaj mógł przygotować. Ciekawie także uzasadniałyście swoje propozycje. Bardzo sobie cenie takie wypowiedzi. Trochę mi smutno, że w mikołajowym worze były tylko dwa zestawy.

1 grudnia 2013

Tonik do cery wrażliwej z krzemionką i algami Thermal Speick


W ten listopadowy wieczór chcę Was zaprosić do wód, do niemieckiej krainy uzdrowisk – Hesji. Land ten znany jest z 30 uzdrowisk. Już starożytni Rzymianie wysoko cenili moc źródeł leczniczych np. w Bad Vilbel czy Wiesbaden. Chcę Was zabrać do mniej znanego uzdrowiska jakim jest Schlangenbad. Wody termalne w tym miejscu odkryto dopiero w XVII wieku. Cenione są ze względu na wysoką zawartość witamin i soli mineralnych. Bogate są w krzemionkę oraz spirulinę. Rozmarzyłam się troszeczkę … spacery w parkach zdrojowych, kąpiele w termach, serie upiększających zabiegów, przejażdżki po okolicznych lasach w dobrym towarzystwie, a wieczorem dansingi. Pobyty u wód nieodłącznie kojarzą się mi z dwudziestoleciem międzywojennym. Sądzę, że niejedna z nas chciałaby takich wakacji i oderwania się od rzeczywiści. A że do wód pewnie tak jak ja pojechać akurat nie możecie chcę Wam zaproponować poznanie kosmetyków opartych na bazie wody termalnej z uzdrowiska Schlangenbad. Wodę termalną wykorzystała firma Speick w serii kosmetyków Thermal.
„Seria Thermal stanowi holistyczną pielęgnację skóry. Zrównoważona, harmonijna kompozycja odżywczych i wzmacniających składników przynosi ulgę skórze wrażliwej, zmniejszając jej podatność na alergie.”
Pierwszym kosmetykiem jaki miałam przyjemność używać z serii Thermal jest Tonik do twarzy.

O kosmetyku znalazłam takie informacje:
„Tonik na bazie wody termalnej, przeznaczone do wyjątkowo łagodnej pielęgnacji skóry wrażliwej i suchej. Głęboko oczyszcza pory, rewitalizuje, wzmacnia i odświeża. Stymuluje naturalne funkcje skóry i przywraca równowagę hydro-lipidową. Zawiera kojące wyciągi roślinne, o właściwościach wspierających pielęgnację wrażliwej skóry twarzy.

Czysta woda termalna z uzdrowiska Schlangenbad (dolna Hesja, Niemcy) zawiera duże ilości krzemionki, która wraz ze spiruliną (z gatunku mikroalg) działa odmładzająco, uelastycznia naskórek, chroni komórki przed szkodliwym wpływem wolnych rodników oraz wzmacnia naczynia krwionośne. Wysoka zawartość witamin i soli mineralnych zawartych w krzemionce i wyciągu z alg głęboko nawilża wysuszoną i zmęczoną skórę oraz poprawia jej koloryt.  Zawiera kojące wyciągi z roślin opracowane szczególnie dla wrażliwej skóry. Wzbogacony o leczniczy ekstrakt z rośliny Valeriana Celtica rosnącej na zboczach Alp.
Skład: woda, alkohol, sorbitol, destylat oczaru wirginijskiego*, betaina, wyciąg z waleriany**, wyciąg ze spiruliny, krzemionka, glukoza, mannitol, maltodekstryna, zapach***, geraniol****, limonen****,linalol****.
*składniki z upraw biologicznych
** składniki pochodzące z kontrolowanych dzikich zbiorów
*** kompozycja olejków eterycznych
**** składniki olejków eterycznych”

 
Moja opinia:
Mam cerę mieszaną. Nie sięgam po kosmetyki, które z założenia przeznaczono tylko dla takiego typu cery. Raczej kieruję się zawartymi w kosmetyku składnikami. Tonik z wodą termalną Thermal Speick przeznaczony jest do cery wrażliwej. Nie stronię od toników z alkoholem. Służą mojej cerze. Utrzymują w ryzach przetłuszczającą się strefę T. Oczar wirginijski także lubię z uwagi na bogactwo flawonoidów, a co za tym idzie wzmacniające działanie na naczynka krwionośne.
Zupełnie nieznaną mi rośliną jest Valeriana Celtica wykorzystywana przez firmę Speick. Na temat tej rośliny znalazłam informacje, że to unikalna roślina, rosnąca w austryjackich Alpach, znana od dawna ze swoich leczniczych i pielęgnacyjnych właściwości. Od 1936 roku została objęta całkowitą ochroną, a w 2003 roku zdobyła specjalne certyfikaty. Jej uprawa jest ściśle monitorowana.

Ekstrakt z waleriany zawiera garbniki, naturalne sole mineralne (magnez,wapń) liczne biologiczne substancje czynne, estry kwasu izowalerianowego, kwas walerianowy.
Wróćmy jednak do samego toniku. Szklana butelka z atonizerem. Lubię kosmetyki w szklanych opakowaniach. Mam pewną swoją teorię w tym zakresie. Preparat umieszczony w szklanym opakowaniu nie wchodzi w reakcję ze szkłem. Co do plastiku nie jestem tego taka pewna. Atonizer to wygodna forma dozowania kosmetyku. Ja tym tonikiem spryskuję płatek kosmetyczny. Spryskanie twarzy mogłoby skończyć dostaniem się toniku do oczu. Jest alkohol, więc pewnie by szczypało.


Zapach jest przyjemny, trochę alkoholowy. I najważniejsze działanie. Mimo, że tonik zawiera alkohol nie wysusza mojej twarzy. Działanie krzemionki także jest zauważalne. Działa ona wygładzająco. Trudno wypowiedzieć mi się co do poprawy kolorytu, mam bowiem cerę w dobrym stanie. A może właśnie ten dobry stan zawdzięczam spirulinie? Tonik bardzo mi się spodobał. Dobrze służy mojej cerze. To pierwszy mój kosmetyk z wodą termalną. Wiem, że na dłużej zagoszczę w Schlangenbad.

W tym miejscu chciałabym podziękować Pani Elżbiecie, właścicielce sklepu Love Me Eco za udostępnienie produktu do testów.
W Love Me Eco znajdziecie całą gamę kosmetyków Thermal z wodą termalną z uzdrowiska Schlangenbad. Wybieracie się do wód? A może to termalne kosmetyki przybędą do Was? Co sądzicie o wykorzystywaniu wód termalnych w kosmetykach?

27 listopada 2013

Konkurs: Mikołajki u Łucji

Z wielką radością pragnę ogłosić:
Mikołajkowy konkurs!
Doskonale znacie podania dotyczące świętego Mikołaja. Rzeczony Święty obdarowywał drobiazgami. Przygotowałam dla Was drobne upominki. Dwa zestawy, które nazwałam Lavera i Benecos.

Jeden z zestawów to Lavera. Składa się z pomadki Coral Divine (czerwień koralu) oraz cieni Caribbean Spirit. Nie pokażę pomadki, bo jest ona zafoliowana.

Drugi zestaw Benecos to pomadka w kolorze Just Red (nasycona czerwień) oraz cienie Benecos Jungle (szampan i oliwka).

Pewnie też tak macie, że w święta, mimo ogromu przygotowań, chcecie wyglądać olśniewająco.
Mam nadzieję, że te kolorowe kosmetyki w tym pomogą.
Obiecałam, że to konkurs. Można wybrać tylko jeden zestaw. Napiszcie jaki zestaw wybieracie i dlaczego. Lavera czy Benecos? Prezenty to także niespodzianki i wielka niewiadoma. Każdy z zestawów zawiera po jeszcze jednym kosmetyku. Spróbujcie zgadnąć co jeszcze kryje wybrany przez Was zestaw.
Wszystkie biorące udział w zabawie osoby proszę o pozostawienie komentarza, który zestaw wybieracie, dlaczego i co może być tym trzecim kosmetykiem.
Nie trzeba robić nic więcej. Oczywiście jeśli macie ochotę podzielić się informacją o Mikołajkowym konkursie nie mam nic przeciwko temu.
O wszystkim zdecyduje ślepy los.
Na zgłoszenia czekam do 5 grudnia, do godz. 23.59. A potem to działa już Mikołaj.
On musi przyjść przecież następnego dnia z samego rana.
Zapraszam do zabawy :-)
Jeśli macie ochotę bliżej przyjrzeć się kosmetykom możecie zobaczyć je tutaj.

24 listopada 2013

O nowościach od Lavery i konkursach - takie moje przemyślenia

Chciałabym się Wam pochwalić kolejna nowością Lavery. Jest to Regenerujące mleczko do ciała z bio-żurawiną i bio-olejem arganowym. Lavera rozpieszcza nas nowościami. Mleczko to wygrałam w jednym z konkursów na FB. Konkurs był organizowany na fan page’u Green Line Kosmetyki ekologiczne.
 
Recenzji jednak dzisiaj nie będzie. Za to będzie garść moich przemyśleń o konkursach.
Tak się składa, że w konkursach biorę udział. Oczywiście nie wszystkich. Biorę udział w takich konkursach gdzie nagrodą są naturalne kosmetyki. Takie, których jeszcze nie miałam. Mleczko to jest nowością. Chętnie się do konkursu zgłosiłam. Udostępniłam nawet u mnie na FB informację o tym konkursie. Nie był to konkursowy warunek. Było za to pytanie konkursowe. Uważam, że łatwe. No i organizatorów spotkała niespodzianka. Nie lubimy odpowiadać na pytania. Nawet na te proste. W konkursie wzięły udział….… dwie osoby.
I tutaj zaczynają się moje refleksje. Jesteśmy leniwi. A może nie mamy nic do powiedzenia?  Nie wiem czy o tym wiecie, ale nie współpracuję z żadnym kosmetycznym sklepem. Nie chcę brać, aby potem pisać recenzje. Sporadycznie zgadzam się na testowanie kosmetyków. Wolę sobie najpierw zapracować. W tym konkretnym przypadku wygrałam kosmetyk. Czasami myślę, że jeśli nie ma dużego zestawu kosmetyków do „zgarnięcia” to też się nam nie chce. Nawet jeśli jest to rozdanie. Mleczko Lavery kosztuje ok. 28 zł. Dużo, mało? Nie oceniam w takich kategoriach. Mnie każda wygrana sprawia radość.
O kreatywnych konkursach nawet nie wspominam. Organizator z reguły ponosi porażkę.
Chciałam zorganizować skromny mikołajkowy konkurs. Taki gdzie trzeba odpowiedzieć na pytanie. I zupełnie nie wiem czy go robić. W grę wchodził mały zestaw naturalnych kosmetyków o wartości około 50 zł. Przekonajcie mnie, że jednak warto. Tak samo jak lubię dostawać prezenty, tak samo lubię je też dawać. Mnie cieszy każdy drobiazg. Bo za tym drobiazgiem widzę CZŁOWIEKA – OFIARODAWCĘ.
A jeśli nie ma komu OFIAROWAĆ to najzwyczajniej w świecie robi się smutno i przykro.
No więc jak? Robić mikołajkowy konkurs?
A co do mleczka Lavery – żałujcie, żałujcie i jeszcze raz żałujcie.
W tym miejscu jeszcze raz chciałam podziękować Właścicielom sklepu Green Line na fantastyczny kosmetyk.

23 listopada 2013

Czarna marokańska glinka myjąca Planeta Organica

Mam wrażenie, że rosyjskie kosmetyki mają już za sobą czasy kiedy to cała blogosfera rozpisywała się na ich temat. Ja wśród rosyjskich kosmetyków znalazłam kosmetyki  lepsze i gorsze. Takie, które bardzo przypadły mi do gustu i takie, po które z pewnością już nie sięgnę. Jedną z marek, którą bardzo polubiłam jest Planeta Organica. Pisałam Wam już o gęstym mydle z Aleppo oraz o tureckim mydle hammam. Oba te kosmetyki urzekły mnie najpierw swoim zapachem. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić Czarną Marokańską Glinkę Myjącą Planeta Organica.


Oto informacje od producenta:
„Prastara marokańska receptura. Lecznicza marokańska glinka Ghassoul z silnym działaniem antycellulitowym. Można stosować do mycia ciała i włosów.
Od wielu wieków marokańska glinka wykorzystywana była w Afryce do pielęgnacji włosów i ciała.
Glinka Ghassoul to naturalny produkt pochodzenia wulkanicznego z wysoką zawartością krzemu i magnezu.


Posiada silne właściwości absorpcyjne, doskonale oczyszcza skórę i wyprowadza z niej toksyny.
Jest zbierana ręcznie w podziemnych kopalniach, przemywana wodą, oczyszczana i suszona na słońcu.
Dzięki wywoływanemu przez nią efektowi drenażu limfatycznego działa antycellulitowo, zmniejsza obrzęki.
Glinka jest wzbogacona cennym olejkiem z czarnych oliwek odżywiającym włosy, olejkiem eukaliptusowym wygładzającym skórę i włosy oraz olejkiem z drzewa pistacjowego wzmacniającym cebulki włosów.


 
Skład: aqua , Ghassoul Clay (glinka ghassoul), Organic Olea Europaea Fruit Oil (organiczny olejek z czarnych oliwek), Organic Eucaliptus Globulus Leaf Oil (organiczny olejek eukaliptusowy), Myroxylon Balsamum Oil (olejek drzewa balsamicznego/pistacjowego), Citrus Aurantium Peel Oil (olejek pomarańczowy), Argania Spinosa Kernel Oil (olej aragonowy), Juniperus Communis Extract (ekstrakt jałowca); Sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Potassium Olivate, Potassium Laurate, Parfum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.


Moja opinia:
Nie spodziewałam się, że ten kosmetyk będzie urzekał zapachem. Trudno się tego spodziewać po glince ghassoul z olejkiem eukaliptusowym i pistacjowym. Glinkę umieszczono w sporym plastikowym słoju (450 ml). Ma postać ciemno-stalowej pasty.
 
Zapach tej pasty przypomina błoto z dodatkiem eukaliptusa i jałowca. Wbrew pozorom jest to przyjemny zapach. Orzeźwia. Lubię tę woń szczególnie w okresach przeziębienia. Sama pasta mimo, że barwa jej nie zachęca do użycia jest przyjemna w stosowaniu. Używam jej w połączeniu z kessą do głębokiego oczyszczania ciała. Pasta ta w połączeniu z wodą pieni się. Najpierw rozsmarowuję pastę na ciele, a potem masuję kessą. Dobrze oczyszcza skórę. Muszę przyznać, że zabrakło mi odwagi do użycia tej glinki do włosów.
 
Ta gotowa do użycia glinka mimo, że używam jej tak jak czarnego mydła (savon noir) zachowuje się inaczej. Tak jak wspomniałam, pieni się. Lubię to mazidło mimo, że nie wygląda najpiękniej i nie pachnie różami. To mój taki domowy sposób na łazienkowe spa.


Znacie kosmetyki marki Planeta Organica? Jakie polecacie? Robicie sobie mały hammam w domu?

Rozdanie w Zielonym Koszyczku


Mam nadzieję, że znacie Zielony Koszyczek. Ja wpadam do Zielonego Koszyczka regularnie, od samego początku. Po chwilowej przerwie Koszyczek znowu pokazuje nam swoje wspaniałości. Tym razem w formie świątecznego rozdania i kremu dla nas od Gaia Creams.
 


 
Mam niesamowitą ochotę na ten arganowo-rokitnikowy krem.  Zapraszam do Zielonego Koszyczka.

17 listopada 2013

Nowe cienie od Lavery

Poszalałam ostatnio jeśli chodzi o zakupy cieni. Wszystkiemu oczywiście winna jest Lavera, która wprowadziła sporo makijażowych nowości. Odkąd zobaczyłam nowe cienie na niemieckiej stronie Lavery zapragnęłam je mieć. Przyszło poczekać, aż w polskich sklepach internetowych się pokażą. I oto mam! Upragnione cienie!

Z ogólnych informacji podam tylko, że są to cienie mineralne. Nie zawierają talku. Miałam z nimi już styczność. Swego czasu dostępne były pojedyncze cienie. Teraz za to mamy duo, trio i quarto.
Jako pierwsze kupiłam Caramel Coffee.
 
 
 
Caramel Coffee to ciepła brzoskwinia i mielona kawa. Wspaniale ze sobą współgrają.
 

 
 
Dlaczego? Bo lubię brązy, ciepłe beż, kawę, złoto. One także jako pierwsze pojawiły się w Green Line. W żadnym innym sklepie ich nie było. No wiecie jak to jest. Musiałam je mieć.
Później do mojej kolekcji dołączyły Violet Flower.
 
 
 
Violet Flower to najbardziej różowa róża jaką znam oraz zgaszony, odrobinę rozbielony fiolet. Róże w towarzystwie dzwonków?
 
Także upolowane w Green Line. Dawniej nie przepadałam za różami i fioletami w makijażu. Wydawało mi się, że jako blondynka wyglądam w nich infantylnie. Myliłam się. Kolory te dobrze współgrają w niebiesko-szarą tęczówką. Są niezastąpione do szaro-czarnej jesiennej garderoby.
Wspominając o Green Line muszę dodać, że dopiero w tym roku odkryłam ten sklep za sprawą nowości od Lavery. W sieci można natknąć się na różne miejsca. Lepsze, gorsze. Jeśli chodzi o Green Line to bardzo porządne miejsce. Z przyjemnością robię tam zakupy. Wszystko przychodzi bardzo starannie zapakowane. Kontakt ze sklepem bardzo dobry, czy to mailowy czy na FB. Kosmetyki z długim terminem ważności. W tym sklepie także odkryłam nową gamę środków czystości - Alma Win. Jeśli macie ochotę to napiszę o moich nowych odkryciach. Jednym słowem – bez obaw możecie robić tam zakupy. Może to drobny szczegół, ale w tym sklepie nie oszczędza się na próbkach. Są dodawane do każdego zamówienia.
Jestem kawoszem. Więc jak tu nie skusić się na Cappuccino Cream?
 
 
 
Trio Cappuccino Cream to śmietanka, kawa z dużą ilością mleka oraz kawa tylko z kroplą mleka. Zależy jaką kto lubi.
 
Same powiedzcie. Można było przejść obojętnie wobec tego trio? Te cienie dla odmiany kupiłam w Zdrowych Kosmetykach.
Największy problem miałam ze znalezieniem cieni quarto. Znalazłam je w Eco Krainie. Paletka quarto występuje w dwóch wersjach kolorystycznych – Oriental Brown oraz Lavender Couture. Wybrałam brązy.
 
 
Quatro Oriental Brown najbardziej zaskakuje. Szara zieleń, jasna morela, stonowany brąz i zgaszony fiolet z domieszką brązu. Wszystkie barwy ciepłe, delikatne i opalizujące. Piękne.
 
Z cieniami tymi wiąże się niemiła przygoda. Zamówiłam cienie dla siebie i siostry. Dwie te same paletki. Poczta Polska trochę brutalnie obeszła się z przesyłką. Jedna z paletek dotarła w totalnej rozsypce. Nie było problemu, aby dokonać wymiany w sklepie. Wymieniłyśmy jednak na paletkę Lavender Couture. Brązy cieszyły się wielkim powodzeniem i trzeba byłoby czekać dwa tygodnie. A tak długo nie chciałyśmy czekać. Szaro-lawendowa paletka także mnie bardzo się podoba.
Nie będę dzisiaj rozpisywać się na temat składu, trwałości itd. Na to przyjdzie czas. Skusiłyście się już na makijażowe nowości od Lavery? Jak się Wam podobają moje nabytki?

16 listopada 2013

Mineralny dezodorant w kulce Health & Beauty

Miałyście kiedyś kosmetyk, na którym widniało „Made in Israel”? Jeśli tak, to z pewnością oparty był on o minerały z Morza Martwego. Cenię sobie sól z Morza Martwego. Służy ona moim stawom. Lubię błoto. Walory zdrowotne i pielęgnacyjne soli oraz błota są ogromne. Z tego powodu kusiłam się na kosmetyki izraelskiej marki Health & Beauty, która wykorzystuje sól z Morza Martwego. Chciałabym Wam przybliżyć tę markę. O marce takie znalazłam informacje:
„Izraelskie kosmetyki Health & Beauty produkowane są z minerałów wyekstrahowanych z wody Morza Martwego, błota wydobytego z jego dna oraz osadów różnych soli na przybrzeżnych skałach. Wzbogacane są jedynie w witaminy, wyciągi z ziół i innych roślin oraz olejki roślinne. Są to kosmetyki z minerałami z Morza Martwego regenerujące skórę i opóźniające procesy jej starzenia się.”
Moje poznawanie marki zaczęło się od Mineralnego dezodorantu w kulce.

Przeczytamy o nim:
„Hypoalergiczny unikalny dezodorant dla skóry normalnej i wrażliwej. Zawiera naturalne składniki, które zwalczają nieprzyjemny zapach potu. Szybko wchłania się i nie pozostawia plam na ubraniu. Nie podrażania skóry po goleniu. Nie zawiera aluminium, które blokuje wydzielanie potu.
Wzbogacony w witaminy C+E+F, ekstrakt z rumianku, rokitnika, aloesu oraz działających łagodząco na skórę minerałów z Morza Martwego. Zapewnia 24 godzinną świeżość i zmysłowy zapach.
Skład: Purified water, Ceteareth-12, Cetearyl Alkohol, Cetyl Palmitate, Eumulgin B, Ceteareth-20, Coco-Caprylate/Caprate, Dicaprylyl Ether, Triethyl Citrate, Carbopol, Sodium chloride, Dead Sea Minerals (Salt), Tocopheryl Acetate, Ascorbic Acid, Linoleic Acid, Linoleic Oil, Anthemis Nobilis (Chamomile) Extract, Hippophane Rhamnoides (Sea Buckthorn) Friut Oil, Aloe Barbadensis Extract, Fragrance.”

Moja opinia:
Po ten dezodorant sięgnęłam przypadkowo. Nie było akurat mojego ulubionego Coslysa z ałunem. Wybrałam zupełnie nie znaną mi markę. Zakupu dokonałam trochę w ciemno. Na stronie sprzedawcy niestety nie znalazłam składu. Tylko informacja: „Kosmetyki Health & Beauty nie zawierają parabenów. Nie są produkowane z substancji pochodzenia zwierzęcego, ani testowane na zwierzętach.”  Skład jest dla mnie bardzo ważny. Dezodorant nie zawiera aluminium. To podstawa. Skład nie budzi moich zastrzeżeń.
Lubię dezodoranty z dużą kulką. Wygodnie się ich używa. Duża kulka nie zacina się.
 
Dezodorant dobrze rozprowadza się na skórze. Stosunkowo szybko wysycha. Nie brudzi ubrań. Na ciemnych ubraniach nie pozostawia białych śladów. Dezodorant rzeczywiście ładnie pachnie. Zaliczyłabym go do grupy zapachów kwiatowych. Można o nim powiedzieć, że to zmysłowy zapach. Dezodorant ma zapewnić 24 godzinną świeżość. Ja takie deklaracje wkładam między bajki. Muszę dodać, że nie oczekuję całodobowej świeżości. Mnie wystarczy, że przetrwam tzw. dobę pracowniczą czyli 8-9 godzin w pracy. Używając tego dezodorantu komfortowo czułam się jakieś 6-7 godzin. A było to podczas sierpniowych upałów. 
 
Dezodorant ten nie blokuje procesu pocenia się. Uważam, że jest to dezodorant wart polecenia, ale nie wszystkim. U osób, którym proces pocenia się nie przeszkadza ten dezodorant się sprawdzi. Tym, którzy preferują blokery i silne dezodoranty oparte na solach aluminium nie polecam go.
Jakie wybieracie dezodoranty? Znacie kosmetyki Health & Beauty?
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...