Dla Was piszę

29 czerwca 2014

Dezodorant z ałunem o zapachu geranium i róży Lilla Mai

Deszczowa niedziela nie zachęca do długich spacerów. To dobry czas na książkę albo długą blogową notkę. Wybrałam to drugie.  Chcę rozpocząć cykl poświęcony kosmetykom Lilla Mai. Pewnie już spotkałyście się z ta nową rodzimą marką. Mnie zawsze bardzo cieszy fakt pojawiania się na rynku polskich naturalnych kosmetyków.  Zawsze kibicuję takim firmą. W naszym kraju wcale nie jest łatwo prowadzić firmę, o uznanie na rynku i pozycję także trzeba walczyć.
Dzisiejszą notkę poświęcę Dezodorantowi z ałunem o zapachu geranium i róży.


Producent tak przedstawia kosmetyk:
„Kompozycja składników dezodorantu pozwala pozbyć się przykrego zapachu jednocześnie pielęgnując i nie zatykając gruczołów potowych.
 Ałun jest naturalnym minerałem pozyskiwanym z kryształu skał granitowych. Posiada działanie dezodorujące. Tworzy na powierzchni skóry powłokę zapobiegającą działaniu bakterii  jednocześnie pozwalając pracować gruczołom. Nie przenika przez ściany komórek, nie zatyka porów. Hydrolat oczarowy posiada silne działanie antyoksydacyjne, redukuje zaczerwienienie, i swędzenie skóry. Żel z aloesu działa bakteriobójczo i przeciwzapalnie, likwiduje podrażnienia i zapach potu. 


Dezodorant dzięki naturalnym olejkom eterycznym z róży damasceńskiej i geranium  posiada niepowtarzalny,  trwały, intensywny zapach. W dezodorancie użyte są naturalne konserwanty ekologiczne, które zapewniają trwałość 12 miesięcy.


Skład: woda, hydrolat oczaru wirginijskiego*, ałun potasowy, guma guar, prowitamina B5, sok z liści aloesu*, olej z nasion rącznika pospolitego, olejek geraniowy, olej jojoba, alkohol benzylowy, alkohol salicylowy, gliceryna, kwas sorbowy
*posiada certyfikat ECOCERT (50% objętości całego produktu).”


Moja opinia:
Kosmetyki Lilla Mai pojawiły się kilka miesięcy temu. W blogsferze można już natknąć się na pojedyncze recenzje. I ja postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze. Kupiłam sobie dezodorant, pastę do zębów, peeling do twarzy i krem odżywczy. Wszystkie te kosmetyki mają szklane opakowania.  Wielki plus dla firmy. Do tego dochodzi przemyślana i bardzo kobieca, romantyczna wręcz szata graficzna etykiet. Ładne i gustowne.
Mój dezodorant to klasyczna kulka. 


Lubię ałunowe dezodoranty. Sprawdzają się u mnie. Cenię je za łagodność i skuteczność. Za samym ałunem w krysztale nie przepadam. Dlatego, że się tłucze. Co innego jeśli chodzi o rozpuszczony ałun potasowy w wodzie  i hydrolatach. Aplikacja jest bardzo wygodna. Kulka nie zacina się. Dezodorant potrzebuje kilka chwil aby wysechł. Zapach jest na tyle delikatny, że nie kłuci się z zapachem wody toaletowej. Jestem osobą, która przeciętnie się poci. Mnie ten dezodorant zapewnia świeżość na jakieś 10-12 godzin przy normalnej pogodzie. W przypadku afrykańskich upałów jest oczywiście gorzej. Czas jest krótszy. Nie mniej polubiłam ten dezodorant. Bardzo przypomina mi dezodorant ałunowy Coslys (klik)
Mając jednak wybór pośród dwóch kosmetyków o podobnym działaniu i zbliżonej cenie kieruję się … patriotyzmem. Wybieram nasze, polskie.

Pisząc o tym dezodorancie nie mogę jednak nie wspomnieć o jednej kwestii.  Nie rozumiem czasami producentów i bzdur, które wypisują o swoich produktach.  W przypadku tego dezodorantu LillaMai pisze, że w składzie mamy olejek z róży damasceńskiej. Nic podobnego. Nie ma. Dezodorant ten zawdzięcza swój zapach olejkowi genaniowemu.  Kwiatowy, charakterystyczny zapach rzeczywiście jest podobny do różanego zapachu.  Nie rozumiem jednak producenta. Szanowny producencie, nie rób z klientów wariatów. Czytamy składy. Trochę się na nich znamy. Po co pisać o zapachu „geranium i róży”? Może i czepiam się słówek. Gdyby była informacja, że to dezodorant o zapachu różanym zaakceptowałabym ten fakt. Wszak geranium naśladuje różę.  Za to daję wielki minus dla Lilla Mai. Może producent przemyśli sprawę?

Używam już drugie opakowanie tego dezodorantu. W pierwszym znalazłam taki oto kawałek ałunu. 


Hand made, zdarza się, wybaczam. Tak sobie myślę, że firma jest na początku swojej drogi. Poprawi, ulepszy, przemyśli. Wszyscy na tym skorzystamy. Mimo tego, że musiałam napisać kilka gorzkich słów, z dezodorantu jestem zadowolona. Mojej mamie kupiłam wersję z lawendą i rozmarynem. Zapytana o opinię, wyraziła swoje zadowolenie. Warto sięgnąć po ałunowe dezodoranty od Lilla Mai. Miałyście już styczność z kosmetykami Lilla Mai? 


22 czerwca 2014

"Ziołowy Zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu" Klaudyna Hebda

W niebyt odsuwa się recenzja, którą już dawno zapowiedziałam. Może prowadzę bloga literackiego? Dzisiaj będzie o książce. Unikatowej na naszym rynku wydawniczym. Jak tylko pojawiła się w księgarniach, a było to 18 czerwca, musiałam ją mieć. Tą książką jest  „Ziołowy Zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu” Kladyny Hebda. 


Mimo, że jeszcze nie połknęłam bakcykla, aby na dobre robić własne masła, kremy, pomadki, toniki, mydła książkę tę musiałam mieć. Pewnie nie jedna z Was zna blog Ziołowy Zakątek. Mnie zachwycił już dawno. Autorka swoje doświadczenia i pasje postanowiłam przenieść na karty książki. I uczyniła to z najlepszym skutkiem.


Oto nota wydawcy:
„Aby mieć piękną i zdrową skórę, wcale nie potrzeba drogich kremów ani specjalistycznych zabiegów w salonie kosmetycznym! Wystarczy ukręcić własny krem, przygotować maseczkę z przypraw i owoców bądź, w sytuacjach kryzysowych, zrobić leczniczą maść ziołową. To naprawdę proste! Potrzebne składniki można wyszperać w kuchennej szafce, zebrać na łące lub w ogrodzie albo kupić w internecie.


Ziołowy Zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu to unikatowy na polskim rynku przewodnik po naturalnych sposobach pielęgnacji ciała. Zawiera przegląd najpopularniejszych składników, w tym olejów, maseł i olejków eterycznych, niezbędnych do zrobienia domowych kosmetyków oraz około dziewięćdziesięciu sprawdzonych przepisów wykorzystujących pospolite zioła (m.in. nagietek, dziurawiec i nawłoć), różne produkty spożywcze (np. oleje, miód, sodę), a także najnowsze zdobycze kosmetyki (w tym naturalny kwas hialuronowy i płynny jedwab). 


Znajdziemy tu zarówno receptury tradycyjne, jak i nowoczesne, dla początkujących oraz zaawansowanych, przepisy na lekkie kremy do twarzy, regenerujące balsamy do ciała, luksusowe sera, pieniste i delikatne mydełka, musujące babeczki do kąpieli, perfumy w kremie, oczyszczające toniki, smakowite pomadki do ust, żel do włosów oraz wiele, wiele innych. 


Dzięki poradom i zdjęciom instruktażowym pokazującym proces produkcji krok po kroku nawet największy laik będzie w stanie stworzyć kosmetyki opisane w książce oraz skomponować własne.”
Zainteresowane?



Książka jest przepięknie wydana, okraszona zdjęciami samej autorki.  Oczywiście od wczoraj nie udało mi się przeczytać wszystkiego. Raczyłam się pięknymi zdjęciami i tytułami rozdziałów. Część z nich zamieszczam z tej notce. 


Książka kosztuje 64,90 zł. Są to dobrze zainwestowane pieniądze. Na koniec zacytuję Wam jedno zdanie z tej książki: „ Składniki do kosmetyków naturalnych nie muszą być drogie – chodź jeśli się wciągniecie, prawdopodobnie nie będzie to najtańsze hobby świata.”. No to do dzieła, do lektury i własnych wyrobów.  



19 czerwca 2014

"Czas burzy" Antonio Socci

Dzisiejszy leniwy dzień spędziłam zupełnie inaczej niż planowałam. Miała być pierwsza notka o kosmetykach Lillamai. A będzie …
Dawno już nie pozwoliłam sobie na czas tylko dla siebie. Czas dla mnie to takie chwile kiedy cała mogę oddać się książkom. Czytam i czytam, i czytam.
Dzisiaj byłam w Rzymie i w Watykanie za sprawą Antonio Socci. Rzymskie kościoły, place, tajemnicze zaułki, katakumby… Klimat Wiecznego Miasta jest niepowtarzalny.


Opis fabuły książki:
„W jednym z rzymskich kościołów pewien mężczyzna wyjawia w konfesjonale straszny grzech. Wkrótce potem zostaje zamordowany. Okazuje się, ze ten człowiek to ksiądz, który ukradł tajne dokumenty z archiwów watykańskich. Były to listy dwudziestowiecznej mistyczki, Marii Valtorty, która w roku 1949 na prośbę Watykanu wskazała na rzymskie katakumby jako miejsce, gdzie znajduje się prawdziwy grób świętego Piotra Apostoła. Podważyła tym samym oficjalną wersje, według której Apostoł pochowany jest pod bazylika watykańska. To wstrząsające odkrycie, jednak w istocie chodzi tu o kwestie znaczniej większej wagi: o sukcesje apostolska i prymat papieża, a ostatecznie o sam Kościół.

Ojciec Michele otrzymuje tajne zadanie zbadania, czy istnieją inne pisma mistyczki, które zdradzałyby dokładne miejsce pochówku Księcia Apostołów. Tymczasem rozpoczyna się prawdziwe prześladowanie Kościoła, a cały świat staje nad przepaścią katastrofy. Z pomocą przyjaciół ojciec Michele odkrywa zapiski zawierające niesamowite informacje, dzięki którym możliwe staje się odnalezienie prawdziwego grobu świętego Piotra oraz jego ciała. Zaczyna się wyścig z czasem, zbliża się konklawe i niebezpieczeństwo wielkiego ataku na Kościół. Od powodzenia misji zależy, czy Kościół zostanie uratowany przed samobójczym gestem, a świat przed samozniszczeniem…

Snując fascynującą intrygę w powieści opartej na prawdziwych dokumentach, Antonio Socci prowadzi czytelnika do odkrycia niezwykłych zagadek związanych z poszukiwaniem grobu św. Piotra oraz wizji i objawień dwudziestowiecznej mistyczki, kreśląc więzi łączące początki chrześcijaństwa z nasza ponura teraźniejszością.”

Mądra i wartościowa powieść. Szczerze Wam ją polecam. Jeśli myślicie, że jest zbyt poważna, moralizatorska na wakacyjny czas to przeczytajcie poniższy fragment:



Ta lektura sprawiła, że Rzym ponownie poczułam bardzo realnie. Gdybym tylko mogła spakować walizkę i ruszyć, spojrzałabym na znane miejsca poprzez pryzmat tej powieści. 
„Czas burzy” wciągnął mnie bez reszty. Może i Was zabierze do Wiecznego Miasta?

15 czerwca 2014

Płyn do płukania o zapachu werbeny i limonki AlmaWin

Wiem, że zbytnio nie przepadacie za tematami dotyczącymi gospodarstwa domowego. Ja jednak z uporem maniaka będę Was starała się przekonać o tym jak ważne jest dla naszego zdrowia, aby taka prozaiczna czynność jak pranie była ekologiczna.  Sądzę, że każda z Was słyszała o tym jak wielką szkodę przynosi środowisku wodnemu nadmiar fosforanów.  


W proszkach i płynach do prania często znajdujemy składniki wywołujące alergie kontaktowe. Do tego wypełniacze, chlor, substancje otrzymane z ropy naftowej.  Nie wspominam nawet o syntetycznych zapachach, które również nie wnoszą nic dobrego.
Pisałam Wam o płynie do prania opartym na bazie orzechów indyjskich (klik). Czy któraś z Was może postanowiła go wypróbować? 
Jeśli pierzemy, to i płuczemy. Ja staram się zawsze korzystać z duetu tej samej marki. Jeśli piorę w płynie AlmaWin, to płukanie także robię w AlmaWin. Daltego dziś kilka słów na temat Płynu do płukanania o zapachu werbeny i limonki AlmaWin.


Producent tak charakteryzuje płyn:
„Płyn do płukania i zmiękczania tkanin o świeżym zapachu bio-werbeny i bio-olejku eukaliptusowego. Zawarty w płynie kwas cytrynowy, otrzymany z produktów ubocznych poddanej fermentacji melasy, obniża stopień twardości wody i reguluje poziom pH. Płyn zawiera naturalne, pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych, olejki eteryczne z eukaliptusa oraz bio-wyciąg z liści werbeny.
Dozowanie:  W zależności od indywidualnej potrzeby, do przegródki na detergenty dodać 1-2 nakrętki płynu. Płyn jest odpowiedni do prania w wodzie o każdym stopniu twardości, do tkanin białych i kolorowych, w zakresie temperatur 30°C do 95°C.


Skład: woda, alkohol, tensydy cukrowe, glukozyd kaprylowy, zapach, gliceryna, wyciąg z liści werbeny*, kwas cytrynowy, guma ksantanowa, limonen, cytral, geraniol, linalol, cytronelol.
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych.”



Moja opinia:
Zużyłam już kilka butelek tego płynu do płukania.  W tym czasie firma zmieniła szatę graficzną opakowań.  Skład  pozostał ten sam. Płyn ładnie pachnie.  Świeże liście werbeny z delikatną nutą cytryny to wyjątkowo świeży zapach.  Pranie pachnie delikatnie. Jest mięciutkie. Ja zawsze używam mniej środków piorących niż zaleca producent.  Jeśli piorę w płynie z orzechów to spokojnie mogłabym zrezygnować z płynu do płukania. 


Pisałam o tym dlaczego w notce na temat tego płynu. Lubię jednak kiedy pranie delikatnie pachnie. Pomyślcie o eko praniu. Może polubicie AlmaWin? Marka AlmaWin dostępna jest w niewielu sklepach. Ja kupuję w GreenLine. 


8 czerwca 2014

Makijażowe nowości od Lavery

Lavera ostatnimi czasy bardzo rozpieszcza swoje klientki. Kolorowymi kosmetykami. Nowe kolory pomadek, nowe cienie. Jak tu nie oszaleć na punkcie nowości? Powiem Wam, że nie da się. Bardzo lubię kolorówkę Lavery.  Nie używam podkładu (klik)  i sypkiego pudru (klik)  z innych firm.  Tusz do rzęs (klik) także bardzo mi odpowiada.  W ubiegłym roku w listopadzie kupiłam kilka zestawów cieni Lavery. Bardzo jestem z nich zadowolona. Przyszedł czas na nowości.


Oto moje nowości:

Kolorówka Lavery należy do linii TREND SENSITIV. Najpierw cienie. Połyskujące cienie do powiek quattro INDIAN DREAM. Zestaw moich ulubionych kolorów. Beże, piaski, terakota, brąz. Taki miejski look na lato w pracy.

Cień do powiek mono GOLDEN GLORY (złocisty beż) .  Jasne cieni zawsze najszybciej mi się kończą. Idealny kolor pod łuk brwiowy i aby rozjaśnić spojrzenie. Pasuje do wszystkich moich zastawów kupionych wcześniej.


Cienie nie mogą obejść się bez odpowiedniego podkładu. Transparentna baza pod cienie do powiek to zupełna nowość w ofercie Lavery. Obecnie używam bazy Lily Lolo. Kończy się więc trzeba było sięgnąć po kolejną, nową. Tak usprawiedliwiam zakup. 


W moim makijażowym koszyku nowości znalazła się jeszcze pomadka - Colour Intense Pomadka kolorowa 20 EXOTIC GRAPEFRUIT (egzotyczny grapefruit). Nie potrafię powiedzieć czy wolę błyszczyki czy pomadki. Sięgam po jedne i drugie.

Moje makijażowe nowości kupiłam w Green Line.  Nie proście mnie, abym pokazała Wam makijaż wykonany przy pomocy tych cieni. Nie jestem zbyt dobra w makijażu. A do tego dobre zdjęcia graniczyłyby z cudem. O bazie pod cienie z pewnością Wam napiszę. Naturalna, certyfikowana baza zostanie poddana trudnemu testowi. 
Malujecie się codziennie? Jaki preferujecie makijaż?



1 czerwca 2014

Projekt denko - maj 2014

Trzymam się twardo moich denkowych postanowień. Sukcesywnie zużywam resztki kosmetyków z opakowań. Jeszcze kilka miesięcy i na łazienkowej półce zrobi się luźno. To mój nadrzędny cel.


Oto moje majowe denko:
1. Logona -  Krem witaminowy z bio-karotenem. Służy mojej cerze. Jesienią zatrzymuje opalezin. Wiosną sprawia, że nie jestem taka blada. Kupię jesienią kolejne opakowanie. Recenzję przeczytacie tutaj.

2. Martina Gebhardt – Rose Różana emulsja pod oczy. Uwielbiam różane kosmetyki w pielęgnacji mojej cery. Linia Rose przeznaczona z założenia jest dla cer suchych i wrażliwych. W przypadku mojej mieszanej cery także bardzo dobrze się sprawdza. Wrócę do tej emulsji. Na razie przerwa na inny krem. Dlatego, aby cera nie przyzwyczaiła się. Recenzję przeczytacie tutaj.

3. Martina Gebhardt – Rose Tonik różany dla cery suchej. Róża jest królową. Cenię sobie wodę różaną. Od pewnego zrezygnowałam z hydrolatów na rzecz toników o bardziej złożonym składzie. Fantastyczny tonik. Dodam, że to nie pierwsza butelka jaką zużyłam. I  nie ostatnia.

4. Martina Gebhardt - Happy  Aging Witaminowa maska rewitalizująca saszetka 5 ml. Maska w saszetce na jeden raz. Sporadycznie sięgam po takie kremowe maski. Po użyciu tej maseczki stwierdziłam, że muszę to robić zdecydowanej częściej. Kupię pełnowymiarowe opakowanie.


5. Ecospa – Suszone Błoto z Morza Martwego. Lubię kąpiele w soli z Morza Martwego. Podczas takiej kąpieli na twarz, dekolt i ramiona nakładam maskę przygotowaną z błota. Dobrze służy mojej mieszanej cerze. Produkt, który na stałe u mnie będzie gościć.

6. Natura Siberica – Złuszczający scrub do twarzy cera tłusta. Długo męczyłam ten peeling. Raz byłam z niego zadowolona, innym razem nie. Bez żalu żegnam puste opakowanie. Wreszcie koniec. Nie planuję ponownego zakupu.

7. Coslys - Regenerujący krem do rąk i paznokci z jabłkiem bio. Lekki nawilżający krem. W sam raz do damskiej torebki. Kiedyś do niego wrócę. A tym czasem chcę wypróbować kremy innych firm. Recenzję przeczytacie tutaj.

8. Bioturm – Odżywka z wyciągiem z lotosu do włosów przesuszonych i zniszczonych. Moje włosy są dość trudne w pielęgnacji. U nasady przetłuszczają się. Końce dla odmiany lubią się przesuszać. Myślałam, że nie znajdę lepszej odżywki do włosów niż kokosowy Coslysa. Myliłam się. Używam już kolejne opakowanie.


9. Lillamai – Dezodorant z ałunem o zapachu róży i geranium. Zasługuje na dłuższą przyjaźń i obszerną recenzję.

10. Lillamai – Ekologiczna pasta do zębów z ksylitolem. Tak naprawdę nie powinnam pokazywać, że skończyła mi się pasta do zębów. Przecież każdy z nas dba o zęby. Pastę tę jednak pokazuję z innego względu. Pasta nie musi być w klasycznej tubce. Można ją zamknąć w szklanym słoiku. A że można myć zęby olejem kokosowym to już temat na inną opowieść.



Nazbierało się trochę opakowań do wyrzucenia. Szklane słoiki i butelki zostawię. Wykorzystam do własnych produkcji.
To moje drugie denko. Jestem naprawdę z siebie dumna. Nie sądziłam, że ten projekt tak bardzo zmobilizuje mnie do racjonalnego (czytaj oszczędnego) korzystania z kosmetyków. A jak tam Wasze denka? Jako, że nie jestem zbyt systematyczna w pisaniu recenzji proszę Was o sugestie, o którym z kosmetyków chcecie przeczytać w najbliższym czasie.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...