Dla Was piszę

23 listopada 2014

Mydło oliwne z rozmarynem Savon du Midi

Znacie moją miłość do naturalnych mydeł. O mydłach mogę pisać bez końca. Mydła wybieram dość rozważnie. Powiedziałabym, że nawet rygorystycznie. Muszą być naprawdę naturalne. Nie wystarczy, że nazywają się naturalnymi tak ja to jest w przypadku wielu marsylskich mydeł. EDTA w składzie zawsze wyklucza mydło z zakupowej listy.
Czym jest nielubiany przeze mnie EDTA? Kwas etylenodiaminotetraoctowy stosowany jest jako konserwant oraz środek chelatujący. Jest to substancja zaliczana do niebezpiecznych środków chemicznych, szkodliwa dla organizmów wodnych. EDTA może powodować astmę, podrażnienia skóry i błon śluzowych, uszkadza nerki. Upośledza wchłanianie się żelaza. Jest to substancja teratogenna.
W mydłach z reguły jest pod koniec składu. Nic nie szkodzi. W ciągu całego życia sporo zużywa się mydła, więc czemu kusić los. Unikam i koniec. Zapewniam Was, że można znaleźć sporo dobrych, naprawdę naturalnych mydeł.
Pisałam Wam, że bardzo lubię mydła Savon du Midi. Chcę Wam przedstawić mydło oliwne z rozmarynem.


O mydle przeczytamy:
„Czysto roślinne, łagodne mydło z oliwą z oliwek, o delikatnym, śródziemnomorskim aromacie ziół Prowansji (rozmaryn). Wysoka zawartość oleju palmowego, kokosowego i oliwy z oliwek nadają mydłu doskonałe, łagodne właściwości myjące i pielęgnujące.

Skład: sól sodowa oleju palmowego*, woda, sól sodowa oleju z nasion palmy oleistej*, sól sodowa oliwy z oliwek, sól sodowa oleju kokosowego, olejek z rozmarynu lekarskiego**, gliceryna, wodorotlenek sodu, kwas cytrynowy, chlorek sodu, wyciąg z liści rozmarynu, olej słonecznikowy, limonen**, linalol**.
* pozyskane ze składników pochodzących z kontrolowanych upraw biologicznych
** z naturalnych olejków eterycznych.”


Moja opinia:
Mydło oliwne z rozmarynem różni się od mydeł Savon du Midi, o których do tej pory pisałam. Jego skład jest prostszy. Nie zawiera masła shea.  Nie znaczy to, że mydło to jest gorsze. Jest bardzo delikatne. Pachnie subtelnie. Ziołowo. Dobrze się pieni. Nawet nie muszę pisać, że nie wysusza skóry. Lubię nim myć twarz i całe ciało. Dobre, rodzinne mydło. Na mydelniczce nie rozmięka. Kostka o wadze  150 g kosztuje 10,90 zł. Moją kostkę kupiłam w Green Line. Jeśli  nie lubicie ziół, mydło to jest dostępne także w wersji lawendowej. Mydło otrzymujemy zapakowane w papierową torebkę. Tak sobie myślę, że jeśli kiedykolwiek poprowadzę własną mydlarnię to mydło z pewnością będzie w ofercie.

Znacie już mydła Savon du Midi? Ja jestem ich wielką admiratorką. I póki będę pisać bloga, będę Wam o nich przypominać. 


19 listopada 2014

Moje zakupy na iHerb.com

Blogowe życie ma w sobie dużo uroku. I jeszcze więcej niesie niebezpieczeństw. Blogerki kosmetyczne kuszą z każdej strony. I ja za sprawą Anuli uległam pokusie zakupów na iHerb.
Jeśli nie macie wystarczającego zaparcia i mega silnej woli w ogóle nie wchodźcie na tę stronę. Mnie oczywiście takowej brak. Do całego  skutecznego kuszenia przyczyniła się jeszcze Violka pokazując swoje zakupy.
No więc mam i ja. Oto co kupiłam:


Postawiłam na marki odrobinę mi znane. Jest więc Aubrey Organics i Badger Balm.
Jeśli chodzi o Aubrey Organic wybrałam szampon i odżywkę z rumiankiem. Zadaniem ich jest nawilżanie. Oba produkty przeznaczone są do włosów normalnych. Duet ten wybrałam z uwagi na rumianek. Wierzę bowiem w  rozjaśniającego jego działanie w przypadku blond włosów.


Tej samej marki wybrałam także tonik wzmacniająco-regenerujący z biotyną. Ten tonik już znam. Kończę moje pierwsze opakowanie kupione w Skarbcu Natury. 
O zakupie na iHerb zadecydowała cena.


Badger Balm zupełnie niedawno Wam przestawiałam. Kupiłam balsam do spracowanych dłoni i balsam ułatwiający oddychanie podczas infekcji. 

Mam już kilka tych małych urokliwych, kolorowych pudełeczek z Panem Borsukiem. Bardzo odpowiadają mi mazidła nie zawierające wody.


I jeszcze Sierra Bees. Kupiłam balsam Bumpy Road Salve. Maść podobna do tych z Badger Balm. Ma nam służyć w szybkiej likwidacji wszelkich otarć i siniaków nabywanych podczas uprawiania sportu. Od balsamów Bagder Balm różni się tym, że w składzie zawiera miód manuka.

Tak wyglądają moje pierwsze zakupy na iHerb. Na paczkę czekałam 19 dni. Warto było. Z pewnością nie są to moje ostatnie tam zakupy. Ciekawi mnie kilka naturalnych marek zupełnie nieznanych w u nas. Myślę o Andalou Naturals, Avalon Organics, Isvara Organics.
O decyduje o tym, że będę tam wracać. W przypadku amerykańskich marek takich jak Aubrey Organics z pewnością decyduje cena kosmetyków. Amerykańskie kosmetyki w Europie są dużo droższe. Wiadomo cło, podatki itd.
Mnie na zakupy skusiły Anula i Violka. Anula napisałam także ciekawy mini poradnik jak dokonywać zakupów na iHerb (klik). Warto przeczytać i skorzystać z rad Anuli.
Wiecie, że jestem wielbicielką naturalnych mydeł. Od przeglądania oferty na iHerb może głowa rozboleć. Jeśli macie silną wolę i potraficie się oprzeć pokusie zakupów to zajrzyjcie na www.iherb.com, a jeśli nie … nawet nie myślcie, że rzucicie tylko okiem.

A teraz dla Was zagadka. Zrobiłam już kolejne zakupy czy też nie?

16 listopada 2014

Balsam do stóp Badger Balm

O moich problemach z przesuszoną  skórą stóp pisałam wielokrotnie. Nie mogę odpuszczać, bo wtedy szybko stopy doprowadzam do złego stanu. Moje stopy wymagają po prostu konkretnej pielęgnacji. Wybieram raczej kremy bez wody. Zmieniam kosmetyki do stóp dość często, po to, aby skóra nie przyzwyczaiła się do aktywnych składników i zbyt szybko nie rozleniwiła.  Sięgnęłam po Balsam do stóp Badger Balm. 


Przypadek sprawił, że balsam do stóp znalazł jeszcze jedno zastosowanie. Ale po kolei.

O balsamie przeczytamy:
„Balsam o złoto-żółtym kolorze i miętowo-chłodzącym zapachu daje ulgę zmęczonym stopom.
Rozmaryn, mięta i drzewo herbaciane chłodzą, dają przyjemny aromat i odświeżają. Ponadto mają działanie przewciwbakteryjne. Naturalny olej z oliwki i olej jojoba w połączeniu z woskiem pszczelim uspakajają nawet bardzo twarde, popękane stopy i dają im odświeżający zapach!
Idealny dla wędrowników !


Podczas wędrówek borsuk pomyślał  "dwie drogi rozeszły się w lesie i ... podążyłem obiema... ale nie byłbym w stanie tego dokonać bez pomocy mojego balsamu do stóp".


Inci: *Olea Europaea (Extra Virgin Olive) Oil, *Ricinus Communis (Castor) Oil, *Cera Alba (Beeswax), *Simmondsia Chinensis (Jojoba) Oil, *Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Oil, *Mentha Piperita (Peppermint) Oil, *Elettaria Cardamomum (Cardamom) Oil, *Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Oil, *Eucalyptus Globulus (Eucalyptus) Oil, and *Abies Balsamea (Balsam Fir) Oil.
* składniki certyfikowane”


Moja opinia:
Malutka, urokliwa puszeczka zawiera 21 g smarowidła. Wydawać by się mogło, że to niewiele. Rozpoczynając używanie tego balsamu pomyślałam, że bardzo szybko go zużyję. Nic jednak bardziej mylnego. Pachnące intensywnie miętą mazidełko jest wyjątkowo wydajne. Pod wpływem ciepła dłoni szybko się rozpuszcza. Ja wsmarowuję w stopy odrobinę. Nie robię tego codziennie. Stopy moje są zadbane. 


Mięta daje im uczucie chłodu i wypoczynku. Czasami tak się zdarza, że kosmetyki wykorzystuję trochę inaczej niż wskazuje to producent. Tak było i z tym balsamem. Nie od dziś wiadomo, że mięta łagodzi bóle głowy. Staram się unikać łykanie pastylek przeciw tego bólowych. Borsuk przychodzi z pomocą.  Wystarczy wetrzeć balsam w skronie i kark, a o bólu szybko się zapomni. I tak się stało, że balsam ten oprócz pielęgnacji stóp znalazł jeszcze inne zastosowanie. Noszę go od tej pory w torebce. Te przeciwbólowe właściwości dokonałam przypadkowo. Któregoś razu wieczorem bardzo bolała mnie głowa. Balsam stał na nocnym stoliku. Niedomknięty. Potrąciłam pudełko niechcący. Zapach mięty zawładnął moją bolącą głową. Odebrałam miętową woń jako wyjątkowo przyjemną. 


Posmarowałam kark i skronie zupełnie bezwiednie. Rano obudziłam się bez bólu. I tak oto balsam do stóp stał się balsamem od bólu głowy. Dobrze na mnie działa mieszanka olejków eterycznych mięty, eukaliptusa, rozmarynu , drzewa herbacianego, jodły i kardamonu.


Na uwagę zasługuje fakt, że wszystkie składniki tego balsamu są certyfikowane.

Znacie balsamy Pana Borsuka? Jeśli nie, znajdziecie je tutaj.


13 listopada 2014

Rose Eternelle Jardin de France

Dzisiejsza notka niech będzie moim podziękowaniem dla Reni. To dzięki niej poznałam Mon Credo.
Nie znam kobiety, która nie chciałaby pachnieć wyjątkowo. Inaczej niż wszystkie. Uwielbiam wyróżniać się zapachem. Mon Credo daje taką szansę dzięki niszowym markom.


Z Bogatej oferty Mon Credo wybrałam dla siebie wodę kolońską od Jardin de France. Rose Eternelle


Nie mogło być inaczej. Uwielbiam róże! O każdej porze roku!
Rose Eternelle to „kompozycja kwiatowa pełna kobiecości i elegancji. W sercu zachwyca nieodparty urok róży, królowej kwiatów, w towarzystwie  pudrowego irysa. Całość zamyka głęboka drzewna baza.”


Moja interpretacja zapachu:
W Rose Eternelle zamknięto wieczne piękno róży. Dystyngowane i ponadczasowe. Wymykające się definicjom. Róża w tej kompozycji  zachwyca swoją czystością. Żadnej fałszywej nuty. Nic infantylnego. Nie jest słodka. Jest świeża. 


Liść fiołka wydobywa ową świeżość. Nuta pudrowego irysa ociepla wizerunek. Nuty drzewne podkreślają charakter królowej. Ową różę przyjemnie się nosi. Zapach trzyma się blisko skóry, nie stara zdominować się otoczenia. Zwraca jednak uwagę. Rose Eternelle to królewska woń. Czuje się z nią wyjątkowo dobrze. 


Tyle o samym zapachu. Wybrałam dla siebie duży flakon o pojemności 245 ml. Prosta stylistyka.

Niestety ma jeden mankament. Nie posiada atonizera. Poradziłam sobie z tym problemem. 

A same zakupy? Zakupy w Mon Credo to ogromna przyjemność.    


11 listopada 2014

Mleczko oczyszczające "Plus" z bio-serwatką Bioturm

Przygotowując  się do napisania dzisiejszej notki sprawdziłam czy kosmetyk, o którym będzie opowieść jest jeszcze dostępny w sklepie, w którym go kupiłam. Z wielkim żalem muszę napisać, że nie ma go już w Green Line. A taką miałam ochotę na kolejne opakowanie Mleczka oczyszczającego „Plus” z bio-serwatką do cery wrażliwej.


Na etykiecie mleczka czytamy:
„Łagodzące mleczko o bardzo delikatnym, kremowym zapachu. Odpowiednie do demakijażu cery wrażliwej i alergicznej. Bio-serwatka, skwalan i olej z pestek moreli pielęgnują i łagodnie oczyszczają skórę, zapobiegając jej przesuszeniu.”

Inci: Aqua, Helianthus Annuus Hybrid Oil*, Glycerin, Alcohol, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, C14-22 Alcohol, Cetearyl Alcohol, Coco-Glucoside, Squalane, Glyceryl Monostearate, Lac*, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Helianthus Annuus Seed Oil, C12-20 Alkyl Glucoside, Tocopherol, Parfum, Oryzanol, Xanthan Gum, Lactic Acid, Citronellol, Limonene, Linalool
* - z kontrolowanych upraw ekologicznych.”


Moja opinia:
Rozpocznę od wydajności tego mleczka. Kupiłam go w połowie lipca. Mleczko skończyło się w połowie października. 150 ml wystarczyło więc na 3 miesiące. Używałam go do porannego i wieczornego oczyszczania twarzy. Mogę więc spokojnie powiedzieć, że jest bardzo wydajne.  O wydajności niewątpliwie decyduje konsystencja. Mleczko nie było ani zbyt gęste, ani zbyt rzadkie. Taka konsystencja śmietany. Zapach był delikatny, lekko mleczny. Mleczko to kupiłam z ciekawości. Z reguły tego typu kosmetyki należy usuwać z twarzy za pomocą wilgotnych płatków kosmetycznych. To mnie od mleczek odstrasza. O tym mleczku przeczytałam, że należy go spłukiwać wodą. I tak też robiłam. Na lekko wilgotną twarz nanosiłam odrobinę mleczka, chwilę masowałam i spłukiwałam wodą. Buzia czysta i gotowa do dalszych pielęgnacyjnych zabiegów bardzo to mleczko polubiła. Nie mam cery zbytnio wrażliwej. Czasami zdarzają się jakieś podrażnienia na suchych policzkach. Używając tego mleczka stwierdziłam, że suche policzki znormalniały.

Mam nadzieję, że mleczko jeszcze będzie dostępne. To nie pierwszy kosmetyk marki Bioturm, który bardzo dobrze służy mojej cerze i włosom.  Popatrzcie co jeszcze jest w moim „bioturmowym” koszyczku.  


Niektóre z kosmetyków zmieniły opakowania. O szamponie już Wam pisałam tutaj. Który z kosmetyków przykuł Waszą uwagę? Też macie takie kosmetyki, które dobrze Wam służyły, a Wy nie mogłyście już ich kupić?


10 listopada 2014

"Zamień chemię na jedzenie*" Julita Bator

Zdrowe życie, które staram się wieść rozciąga się na wiele płaszczyzn. Moim Czytelniczkom mogło by się wydawać, że ograniczam się tylko do naturalnych kosmetyków. Otóż nic bardzie mylnego.  Staram się przede wszystkim zdrowo żywić moją rodzinę. Wyboru takiego dokonałam dość dawno temu. Zdrowe kosmetyki przyszły trochę później. Znajomi często pytają o przyczyny takiej decyzji. Długo by opowiadać na ten temat.  Nie zawsze udaje mi się zawsze przekonać moich rozmówców. Niedowiarkom proponuję lekturę „Zamień chemię na jedzenie” Julity Bator.


U wydawcy przeczytamy:
„Książka, która nie zawiera chemii ani polepszaczy smaku!
Co to znaczy zdrowo się odżywiać? Zacznij od unikania chemicznych dodatków. Nie tylko nie są potrzebne, one szkodzą! Jednego czekoladowego batona można przegryźć bez obaw, ale rozmaite barwniki, słodziki, wzmacniacze smaku i aromaty zjedzone także w płatkach śniadaniowych, w domowej(!) zupie czy lodach sumują się. I rujnują twoje zdrowie. Są przyczyną alergii, niestrawności, złego samopoczucia, a być może także zespołu ADHD.
Niewiele przeprowadzono rzetelnych badań dotyczących sztucznych dodatków do żywności. Julita Bator weryfikuje dane od producentów. Ponieważ dzieci autorki wykazują silną alergię na „polepszacze” i konserwanty musiała zmienić styl odżywiania się i życia całej rodziny. Od czterech lat próbuje, nie wydając dużych sum na kupowanie wyłącznie ekologicznych produktów, żyć bez „chemii”. Jej książka może być dla nas przewodnikiem po kuchni, która pachnie tak, jak jedzenie pamiętane z naszego dzieciństwa.
W dwudziestu rozdziałach udziela porad, jak unikać szkodliwej żywności, ale także jakie naczynia stosować w kuchni, jak przemycać wartościowe produkty w potrawach. Podaje 83 przepisy, które przywracają polskiej kuchni dawną, utraconą przed laty świetność.”

Ja wybrałam już dawno zdrowe jedzenie. Książka dla mnie nie jest szczególnie odkrywcza. O spożywczej chemii mam bowiem dość dużą wiedzę. Przykładem niech będzie cukier i jego zamienniki.


Niemniej jednak przeczytałam książkę z zainteresowaniem. Poleciłabym ją wszystkim tym, którzy są na początku drogi do zdrowszego życia. Publikacja ta porządkuje moją wiedzę. 
W książce zawarto dużo interesujących i zarazem prostych przepisów. 
Lubicie ciecierzycę? Ja owszem. 


Prawda, że proste?

Kolejny raz przekonuję się o tym, że żyjemy w chemicznym świecie, na który nie tylko ja się nie godzę. Lekturę polecam także sceptykom. I nie mówcie, że się nie da, bo chemia dookoła. Wszystko jest kwestią świadomego wyboru. Trzeba chcieć i próbować. 
Znacie może tę książkę?


2 listopada 2014

Projekt Denko - październik 2014

Rozmyślając o dzisiejszej notce bardzo mocno zastanawiałam się czy pokazywać denko. Ja Wasze denkowe notki bardzo lubię czytać i oglądać. A  u mnie? Zawsze bardzo skromnie.



Rozpocznę od kolorówki.
1. Preferuję makijaż mineralny. Cieni zgromadziłam chyba na najbliższe sto lat. Na szczęście co jakiś czas któryś z cieni lituje się nade mną i się skończy. Od ponad roku towarzyszył mi cień Everyday Minerals w odcieniu Parasail. To bardzo jaśniutki beż lekko wpadający w róż, idealny pod łuk brwiowy. Z chęcią kupiłabym kolejne 1,7 g na następny rok. Niestety muszę znaleźć inny. Nie ma go już w ofercie.



2. Równie długim stażem u mnie może poszczyć się Eye Primer - Naturalna baza pod cienie marki Lily Lolo. Moją bazę kupiłam we wrześniu ubiegłego roku. W ciągu roku mało mam dni bez makijażu. Wynik dla wydajności bazy jest więc rewelacyjny. Producent zaleca używanie produktu przez 6 miesiący od otwarcia. Wierzcie jednak, że z moją baza nic złego się nie działo mimo tego, że towarzyszyła mi 12 miesięcy. Nowe opakowanie już mam. Recenzję bazy przeczytacie tutaj.

3. Nieodłącznymi moimi towarzyszami są mydła Savon du Midi. Tym razem były to Lemongrass i Garrique.  O moich doskonałych mydłach przeczytacie tutaj.



4. Skoro jesteśmy w temacie mycia odkryłam bardzo dobre mleczko do demakijażu. Recenzja mleczka oczyszczającego z bio-serwatką Bioturm ukaże się jeszcze w listopadzie.



5. Jesienią uwielbiam otaczać się orientalnymi zapachami. Z pewnością jeszcze nie jedna tubka Orientalnego scrubu do ciała z olejem arganowym So Bio etic będzie rozpieszczać moje ciało. Dla przypomnienia recenzja (klik).



7. Z nowymi maseczkami Lavery rozpoczęłam dopiero moją przygodę. O jednej z nich przeczytacie tutaj.

8. Na sam koniec zostawiłam bubel. Wśród naturalnych kosmetyków też takie się zdarzają. Ja drugiej szansy nie dam Odżywczemu kremowi do rąk z masłem shea i masłem z dzikiego mango Born to Bio. Krem zupełnie się nie sprawdził. To mój pierwszy taki przypadek.

Tak oto prezentuje się moje październikowe denko. Które z tych kosmetyków znacie? Podzielacie moje o nich opinie?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...