Dla Was piszę

31 grudnia 2015

Zamiast życzeń


Adam Asnyk  - Na Nowy Rok
Słyszycie? Północ już bije,
Rok stary w mgły się rozwiewa,
Jak sen przepada...
Krzyczmy: Rok Nowy niech żyje!
I rwijmy z przyszłości drzewa
Owoc, co wiecznie dojrzewa,
A nie opada.

Rok stary jak ziarnko piasku
Stoczył się w czasu przestrzenie;
Czyż go żałować?
Niech ginie! bez łzy, oklasku,
Jak ten gladiator w arenie,
Co upadł niepostrzeżenie
Czas go pochować.

Bywały lata, ach! krwawsze,
Z rozpaczy jękiem lecące
W przeszłości mrok.
A echo powraca zawsze,
Przynosząc skargi palące...
Precz z smutkiem! Życzeń tysiące
Na Nowy Rok!
Spod gruzów rozbitych złudzeń
Wynieśmy arkę rodzinną
Na stały ląd!
Duchowych żądni przebudzeń,
Potęgą stańmy się czynną
Bacząc, by w stronę nas inną
Nie uniósł prąd.

Rozumu, niezgiętej woli,
Prawdziwej duchowej siły
I serc czystości!
A Bóg nam stanąć pozwoli,
I z naszej skromnej mogiły
Dzieci się będą uczyły,
Jak żyć w przyszłości.

W olbrzymim pokoleń trudzie
Bądźmy ogniwem łańcucha,
Co się poświęca,
Nie marzmy o łatwym cudzie!
Najwyższy heroizm ducha
Jest walką, co nie wybucha,
Pracą bez wieńca.

Uderzmy w kielichy z winem
I bratnie podajmy dłonie,
Wszakże już czas!
Choć różni twarzą lub czynem,
Niech nas duch jeden owionie,
Niech zadrży miłością w łonie
I złączy nas!

Bo miłość ta, która płynie
Z poznania ziemskiego mętu,
Jest światłem dusz!
Choć Bogu wznosi świątynie,
Potrafi zstąpić bez wstrętu
I wyrwać słabych z odmętu
W pośrodku burz.

Niech żyją pierwsi w narodzie,
Jeżeli zawsze są pierwsi
I w Poświęceniu!
Gdy z czasu potrzebą w zgodzie,
W szlachetnym czynie najszczersi,
Swą dumę umieszczą w piersi,
A nie w imieniu!

I ci, co żadnej spuścizny
Na grobie matki nie wzięli
Prócz łez - niech żyją!
Jeżeli miłość ojczyzny
Jako synowie pojęli
I na wyłomie stanęli,
Gdzie gromy biją.

Spełnijmy puchary do dna
I życzmy sobie nawzajem
Szczęśliwych lat!
Niech myśl powstanie swobodna
I światło błyśnie nad krajem!
Bogu w opiekę oddajem
Przyszłości kwiat.

Tych naszych braci, co cierpią,
Miłością naszą podnieśmy
Męczeński ród.
Niech od nas pociechę czerpią,
Nadzieję w ich sercach wskrześmy,
Wołając: jeszcze jesteśmy
Niech żyje lud!

26 grudnia 2015

Niespodzianka od Bianki

Doskonale wiecie, że mam słabość do naturalnych mydeł. Przyrzekłam jednak sobie, że póki nie uszczuplę zapasów nie będzie nowych zakupów. I nie ma. Trzymam się twardo postanowienia. Dzieją się jednak niebywałe rzeczy i naturalnych mydeł przybywa w moich zbiorach. Najpierw były mikołajki u Elle, a potem … Przed samymi świętami, we wtorek listonosz przyniósł paczuszkę od Bianki. A w paczuszcze … zobaczcie same! Mydełka 94 hand made!



Od Bianki dostałam dwa mydełka. Jedno w trukwie to mięta z cytryną, a drugie to mydło jest z glinką rhassoul. Kolejny raz marzenia stały się rzeczywistością. Dziękuję Bianko! 
Muszę przyznać, że bardzo się cieszę z powrotu Bianki do blogowego świata. Zawsze z zainteresowaniem czekam na kolejną notkę. 

25 grudnia 2015

18 grudnia 2015

Mikołajki z Ministerstwem Dobrego Mydła

Do świąt zostało już tylko kilka dni, a ja chcę wrócić do Mikołaja. W mojego świętego Mikołaja wcieliła się Elle. Wszystko to za sprawą Ministerstwa Dobrego Mydła. Nie ukrywam, że naturalne mydła budzą we mnie pożądanie. Chcę i już. Po moim szaleństwie z Czystymi Mydłami zdrowy rozsądek każe trzymać mi się z daleka. Patrzeć i podziwiać wolno. Marzyć także. Ale nic więcej! Żadnych zakupów. Rozmarzyłam się więc bardzo. Marzenie są od tego, aby się spełniały. No i mam! Wspaniały zestaw z Ministerstwa Dobrego Mydła.


Mydło czarne jak grudniowa noc czyli Węgiel-Detoks. To moje drugie mydło z aktywnym węglem. Ten oryginalny składnik w wydaniu Czystego Mydła urzekł mnie. Już nie mogę się doczekać kiedy w łazience królować będzie Ministerstwo.



Ministerstwo bez królowej kwiatów - róży - nie mogło by funkcjonować. Jest więc słodko pachnąca półkula kąpielowa. 


Mikołaj także postanowił zadbać o moją cerę. Dla niej przeznaczony olej z nasion malin. Lubię olejową pielęgnację cery. Oleju z nasion malin jeszcze nigdy nie próbowałam. Sama jestem ciekawa jaki będzie. Takiego Mikołaja to ja lubię. Dziękuję! 

6 grudnia 2015

Woda perfumowana Ambre Precieux Florame

Popołudniowe pieczenie świątecznych ciasteczek z cynamonem, anyżem, skórką pomarańczową, pistacjami i orzechami laskowymi wywołało u mnie już prawdziwie świąteczny nastrój. Ciasteczkowa zabawa mocno się przedłużyła. Domowe zajęcia to zawsze poważna konkurencja dla bloga. Miało być dzisiaj denko. Będzie jednak o zapachach.
Wybierając zapachy , które będę nosiła kieruję się porami roku. Na jesień i zimę wybieram ciężkie, słodkie, aromatyczne zapachy. Tegoroczna jesień należy do Drogocennego Bursztynu od Florame (Ambre Precieux).


Opis producenta:
„Orientalna, mistyczna woda z bursztynu zmysłowo otula i hipnotyzuje.
Nuty głowy: kadzidło, bergamotka
Nuty serca: bob tonka, kolendra, kardamon, mirt
Nuty bazy: wanilia, paczula, czystek


Organiczne olejki eteryczne:
Lawenda wąskolistna, Paczula, Kadzidło, Bergamotka, Cytryna, Czystek, Cedr atlaski, Mirt, Kolendra, Kardamon.

Składniki: Alcohol*, Parfum (Fragrance), Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil*, Pogostemon Cablin (Patchouli) Oil*, Styrax Tonkinensis Resin Extract*, Boswellia Rivae (Frankincense) Oil*, Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Peel Oil*, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Oil*, Cistus Ladaniferus (Cistus) Oil*, Cedrus Atlantica (Atlas Cedar) Bark Oil*, Commiphora Myrrha (Myrrh) Oil*, Coriandrum Sativum (Coriander) Seed Oil*, Elettaria Cardamomum (Cardamom) Seed Oil*, Limonene**, Linalool**, Benzyl Benzoate**, Citral**, Coumarin**, Eugenol**, Isoeugenol**, Benzyl Alcohol**, Benzyl Cinnamate**, Benzyl Salicylate**, Geraniol**.
* składniki z upraw organicznych
** naturalnie występujące w olejkach eterycznych
100% składników z upraw naturalnych
90% składników z upraw organicznych”



Moja opinia:
Na zapachy Florame zwróciłam uwagę ze względu na ich naturalność. Trudno o wody perfumowane oparte tylko o olejki eteryczne (poza Acorelle). Drogonenny bursztyn od Flarame nie ma sobie słodyczy. Gdzieś daleko wibruje jedynie wspomnienie słodkiej wanilii. Zapach jest raczej drzewny. Pierwsze tony gra paczula. Mnie kompozycja kojarzy się z jesiennym ogniskiem. Woń palonego drewna. To także za sprawą kadzidła. Kadzidło jednak nie gra pierwszych skrzypiec. Cechą tego zapachu jest niejednoznaczność. Czasami bardziej czuję paczuli. Czasami myślę, że to kadzidło. Innym razem czuję bergamotkę. Zapach jest głęboki. Dobrze rozwija się na skórze. Nie ciągnie się niczym ogon. Ja czuję go około dwóch godzin. Gdybym miała jednym słowem opisać zapach, powiedziałabym, że jest on mistyczny, sprzyjający zadumie, kontenplacji. Nie ma w nim żadnej frywolnej słodyczy.

Jakie są Wasze ulubione zapachy na jesień i zimę? 


29 listopada 2015

Peeling do stóp z solą z Morza Martwego i olejkiem pomarańczowym PHB Ethical Beauty

Gdybym Wam powiedziała, że najwięcej uwagi jeśli chodzi o pielęgnację poświęcam stopom pewnie byście się bardzo zdziwiły. No cóż. Mam stopy bardzo wymagające. Skłonne do przesuszonej i pękającej skóry. Na brak zainteresowania najzwyczajniej w świecie reagują bólem. Są więc regularne kąpiele z dodatkiem soli, krem obowiązkowo codziennie, mazidła z arniką i żywokostem i regularny peeling. Nie używam tarek ani pumeksów do stóp. Tarki wyrządziły mi dużą krzywdę. To temat na inną opowieść. Dzisiaj chciałam Wam przedstawić moje nowe odkrycie w temacie peelingów do stóp.
Jest to Peeling do stóp z solą z Morza Martwego i olejkiem pomarańczowym firmy PHB Ethical Beauty.


Od producenta dowiadujemy się:
Ten w 100% naturalny peeling z solą z Martwego Morza i olejkiem pomarańczy pielęgnuje zmęczone nogi i wzmacnia skórę! Idealny do kąpieli i pod prysznic.
Peeling o orzeźwiającym zapachu  odżywia skórę dzięki soli z Morza Martwego. Bogaty jest w  odżywcze masło kakaowe.
 Jest świeży, naturalny, bogaty w odżywcze masło kakaowe. Martwe komórki skóry są delikatnie usuwane, podczas gdy skóra jest cudownie miękka, gładka i odświeżona.

INCI: Sucrose, Maris Sal, Theobroma Cacao, Lavandula angustifolia (Lavender), Citrus sinensis (Orange), Melaleuca alternifolia (Tea Tree).


Moja opinia:
Moje stopy są wyjątkowo kapryśne. Nie darowują braku zainteresowania. Na pumeksy i tarki bardzo źle reaguję. Mam wrażenie, ze po ich użyciu rogowacenie skóry następuje błyskawicznie. Zdecydowanie preferuje peelingi do stóp. Trafiałam na najróżniejsze. Lepsze, gorsze. Scrub do stóp od PHB Ethical Beauty rozbudził we mnie nadzieję, że wreszcie dogodzę moim stopom. Co we mnie rozbudziło takie nadzieje? Skład tego produktu. Bardzo prosty, naturalny. Cukier, sól z Morza Martwego, masło kakaowe. To tego trzy olejki eteryczne – lawendowy, pomarańczowy i z drzewa herbacianego.  Pierwszy raz spotkałam się z peelingiem do stóp w takiej formie. 


Wygląda jak kostka mydła. Jest bardzo twardy. Jak używam tego kosmetyku? Zwilżone stopy pocieram poręczą kostką i gotowe. Zrogowaciały naskórek usuwany zostaje bardzo delikatnie. Stopy do tego są odpowiednio natłuszczone. Dopiero po dwóch godzinach używam kremu do stóp. Myślę, że w przypadku stóp które nie są przesuszone nie ma potrzeby używania kremu do stóp. 


Jeśli chodzi o zapach tego peelingu jest on intensywny. Drzewo herbaciane dominuje. Używam peelingu regularnie co dwa-trzy dni. Stan moich stóp – bez zastrzeżeń. Znalazłam prawdziwego przyjaciela dla moich stóp. To już druga sztuka tego kosmetyku w użyciu. 

Jakie macie sposoby na piękne stopy?


13 listopada 2015

Moje zakupy w Ecco Verde

Muszę się pochwalić. Dużo nowych kosmetyków kusi bardzo. Ja jednak jestem coraz bardziej odporna na kuszenie. Zużywam, kupuję. Nie  ulegam jednak zakupowemu szaleństwu (wiem, wiem z mydłami przesadziłam). Ale poza tym jednym małym grzeszkiem trzymam się dzielnie. Kupuję te kosmetyki, których naprawdę potrzebuję. Moje ostatnie zakupy w Ecco Verde nazwałabym wręcz skromnymi. 


Kupiłam 5 kosmetyków. Oto one:

Hydrolat rozmatynowy z Biofficina Toscana – dziwnie pachnie, spodziewałam się czegoś innego. Pierwsze wrażenie nie jest pozytywne.

Żel do higieny intymnej ze ślazem i drzewem herbacianym Tea Natura  – do stosowania na zmianę z mydłami.

Peeling do stóp z solą z Morza Martwego i pomarańczą PHB Ethical Beauty – zużyłam już kostkę tego peelingu. Może stopy go uwielbiają. 

Dezodorant z bergamotką i limonką Schmidt’s – czytałam dużo dobrego o tych dezodorantach. Sama się zastanawiam jak soda sobie poradzi. 

I na koniec coś dla duszy czyli zapachy. Bardzo się ucieszyłam, że Weleda wprowadziła naturalne wody perfumowane. Wybrałam Granat. 

To tyle moich nowości. Miałyście może już któryś z tych kosmetyków?



11 listopada 2015

Projekt Denko - październik 2015

Śpieszę pokazać denko ostatniego miesiąca. Zużyłam kosmetyki takie, za którymi już tęsknię i takie do których już nie wrócę.


Najpierw pielęgnacja włosów. Nie raz pisałam, że moje włosy przepadają za olejem kokosowym. Niemniej po perfumowany olej kokosowy do włosów Ancient Formulae już nie sięgnę. Sztuczny zapach, dla mnie ciężki do zniesienia. Taki fryzjerski. Męczyłam ten kosmetyk naprawdę długo. Do działania nie mam zarzutów. Ale ten chemiczny zapach. Nawet recenzji nie chciało mi się pisać.


Płukanki na bazie octu jabłkowego za to lubię bardzo. Zużyłam dwie butelki. Jedna Golden (klik), druga Roots.  Wymyśliłam sobie, że sama na bazie octu jabłkowego spróbuję zrobić podobne płukanki.

W każdym miesiącu kończy się jakieś mydło. Mam jeszcze spory zapas. Zużyłam mydło różane firmowane przez Czyste Mydło (klik) oraz Kwiat Lipy. Oba dobre. Lipowe pachniało przepięknie słodką kwitnącą lipą. Tak letnio, wakacyjnie.


Z kosmetyków myjących w koszyczku znalazło się jeszcze jedno kartonowe pudełko. To po peelingu do stóp PHB. Jedzie już do mnie kolejna kostka. Myślę, że jutro dotrą moje zakupy z Ecco Verde. Chcecie je zobaczyć?

Z kosmetyków do ciała bardzo byłam zadowolona z olejku do masażu neroli Martiny Gebhardt. Ten zapach jest urzekający. Preferuję oleje w pielęgnacji ciała. Same oleje, i masła, żadnej wody. Takie kosmetyki najlepiej mi służą.


Kosz na śmieci zalicza także opakowanie po dezodorancie z nagietkiem Aubrey Organics. Zasługuje na kolejny zakup.

Za to raczej  nie kupię już oleju z zielonej kawy Planety Organica. Stawiam jednak na kompozycje olejów i maseł. Niby nie był zły, ale jakiś spektakularnych efektów w postaci mega nawilżenia na twarzy nie zauważyłam.


Dobrego działania nie można odmówić tonikowi Sheabutter Martiny Gebhardt. To kolejny tonik tej marki (po różanym) , który na stałe wchodzi do mojego pielęgnacyjnego kanonu. Recenzję przeczytacie tutaj.
W październiku udało mi się także zużyć trochę próbek. Zakupów kosmetycznych poza jednym zamówieniem z Ecco Verde nie robiłam. Bilans denka jest więc zupełnie pozytywny. 
I to byłoby na tyle. Znacie któryś z kosmetyków?

8 listopada 2015

Mineralny dezodorant z lawendą i białą herbatą Crystal essence

Dezodorantom na blogu poświęciłam kilka notek. Gdybym miała spośród opisanych dezodorantów wskazać najlepszy miałabym ogromny problem. Niemniej muszę stwierdzić, że najbardziej lubię te, których formuła wykorzystuje ałun. O moim podejściu do dezodorantów przeczytacie tutaj.
Dezodorantów ałunowych miałam już kilka rodzajów. W kulce, w atonizerze. Robiąc zakupy na iHerb wpadły mi w oko dezodoranty ałunowe marki Crystal Essence.  Wybrałam dla siebie dwa zapachy. Lawendę z białą herbatą oraz Rumianek z zieloną herbatą. Tak jak wspominałam tegoroczne moje lato pod względem zapachów należało do lawendy.


O dezodorancie przeczytamy:
Crystal Body Dezodorant™ to w 100% naturalny dezodorant z soli mineralnych (kryształ soli  wulkanicznej).
Działa bakteriobójczo, dzięki czemu zapobiega powstawaniu nieprzyjemnego zapachu. Nie klei się, nie brudzi ubrań, wysycha natychmiast i nie pozostawia białych śladów na skórze. Idealny dla całej rodziny!
Większość tradycyjnych dezodorantów maskuje zapach potu dzięki zawartych w nich składnikach zapachowych, zawierają ściągający pory alkohol lub sole aluminium (aluminium chlorochydrate, aluminium zirconium), które całkowicie zatykają pory skóry. Związki te wnikają w pory, blokują je i redukują wydzielanie potu. W istocie hamują one naturalne wydalanie toksyn z organizmu!
Crystal Body Dezodorant™ działa tylko na powierzchni skóry i jest hypoalergiczny. Nie zawiera dodatków zapachowych, parabenów, nie plami ubrań, nie niszczy nawet najbardziej delikatnych tkanin (takich jak jedwab). Nie pozostawia białych śladów na skórze czy odzieży.

INCI: Purified water (aqua), potassium alum (natural mineral salts), natural fragrance made with essential oils and extracts, sodium bicarbonate, benzoic acid, zinc gluconate.


Moja opinia:
Lubię ałunowe dezodoranty. Spośród wszystkich dezodorantów takie wybieram najczęściej. Ałun sprawdza się u mnie doskonale. Lawendowa wersja od Crystal Essence przeszła swój test wytrzymałościowy latem. Podczas upałów pociłam się bardzo. Nie miałam jednak problemu z nieprzyjemnym zapachem. Czasami wieczorami czułam się niezbyt świeżo. Ale czemu się dziwić jak upał nie odpuszczał. Lawendowy dezodorant pachniał bardzo delikatnie. Taka piękna kojąca lawenda.  Nie kolidował z wodą kolońska. Crystal essence zdetronizował wszystkie dotychczasowe dezodoranty. Obietnice producenta spełnione - żadnych białych plam, żadnej kleistości po użyciu, skuteczność. 
Przemawia także na jego korzyść umiarkowana cena (ok.3,50 USD). Szkoda tylko, że w polskich sklepach jest trudno dostępny (ponoć bywa w Rossmannie).

Znacie ałunowe dezodoranty? Co o nich sądzicie? 


25 października 2015

Shea tonik do cery wrażliwej i alergicznej Martina Gehbardt

Pozostańmy w kręgu masła shea. Kremy,mydła, odżywki – w każdym z tych kosmetyków łatwo wyobrazić sobie działanie masła shea. Ale tonik? Otóż tak. Taki kosmetyk mamy u Martiny Gebhardy. To Shea tonik do cery wrażliwej i alergicznej. Oczywiście nie zawiera on takiego masła shea jak krem czy odżywka do włosów. W koksmetyku tym mamy esencję spagiryczną. Jeśli chcecie trochę zgłębić tajniki spagiryki zachęcam do przeczytanie tego artykułu (klik).
Mimo, że nie mam cery alergicznej  tonik ten przyciągnął moją uwagę z powodu składu.


Oto co pisze producent:
„Delikatny tonik, przeznaczony do wzmacniającej, odświeżającej tonizacji skóry  szczególnie wrażliwej i alergicznej. Wyciąg wodny z czarnego bzu i woda różana łagodzą podrażnioną skórę.

Skład: woda, hydrolat czarnego bzu*, hydrolat kwiatów róży damasceńskiej°, esencja spagiryczna z wyciągu z orzechów shea*.
° składniki pochodzące z upraw kontraktowanych przez Demeter
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych”


Moja opinia:
Tak jak wspomniałam w toniku tym moją uwagę przyciągnął skład. Bardzo prosty. Woda różana dobrze służy mojej mieszanej cerze. Z hydlolatem z bzu czarnego także moja cera już się spotkała. Czarny bez doskonale radzi sobie z kaprysami cery mieszanej. Koi ją i delikatnie matuje. Na uwagę zasługuje fakt, że w toniku tym nie ma alkoholu. Wydawałoby się, że tonik bez tego składnika w przypadku cery mieszanej sobie nie poradzi. Czarny bez nadrabia jego brak. U mnie tonik sprawdził się bez zarzutu. Stosowałam go do wieczornej pielęgnacji, wtedy kiedy po całym dniu skórze chcę dać odpocząć. 


Tonik jest wyjątkowo kojący. Dobrze służy także zmęczonym oczom. Nasączone płatki kosmetyczne przyłożone na powieki dawały zmęczonym oczom niesamowitą ulgę. Tonik bardzo ładnie pachnie. Woń zawdzięcza wodzie różanej i wodzie z czarnego bzu. Zapach to dodatkowy seans aromaterapii. Tonik ten polubiłam równie mocno tak ten różany (klik). Jeszcze nie jedną butelkę zużyję i z pewnością kupię ją w Green Line, bo dardzo lubię robić tam zakupy.

Znacie kosmetyki Martiny Gebhardt? Jakie są Wasze ulubione?

18 października 2015

Odżywka rewitalizująca Kawa i Masło shea Alaffia

Doceniam najróżniejsze składniki w kosmetykach. Już dawna bardzo polubiłam masło shea. Lubię kiedy jest w kremach do twarzy, balsamach do ciała, mydłach. Lubię czyste masło shea. Moje włosy także uległy czarowi tego masła.  Pamiętacie jak pisałam, że myję włosy afrykańskim czarnym mydłem, którego bazą jest masło shea (klik)? Bardzo przypadło  mi to mydło do gustu.
Rozumieciw więc, że nie mogłam sobie odpuścić odżywki do włosów. Z kilku rodzajów wybrałam Odżywkę rewitalizującą Kawa i masło marki Shea Alaffia.


Od producenta dowiadujemy się:
Masło shea i kawa odżywiają osłabione włosy. Masło shea nawilża je i wzmacnia. Kawa robusta zawierająca dwa razy więcej kofeiny, pobudza słabe mieszki włosowe, chroni włosy przed wypadaniem. Olejki eteryczne nadają włosom połysk.
Sposób użycia: Wmasować w mokre włosy,  pozostawić na włosach 60 sekund, spłukać.

INCI: Coffee (caffea robusta) extract (aqueous), shea (butyrospermum parkii) butter, cetearyl alcohol, Aloe barbadensis leaf juice, behentrimonium chloride, emulsifying wax,  potassium sorbate, panthenol (pro-vitamin B5),mentha viridis leaf oil, citrus dulcis essential oil, cymbopogon citratus oil, ascorbic acid, d-limonene.

Moja opinia:
Tak jak wspomniałam na wstępie bardzo lubię masło shea w różnych kosmetykach. Jeśli chodzi o kosmetyki do włosów z masłem shea miałam bardzo złe doświadczenia za sprawą marki Urtekram. Włosy moje po myciu i użyciu odżywki zamieniały się w tłuste strąki.  Pomyślałam, że ten składnik nie jest dla moich włosów. Ale wiecie jak to jest. My kobiety przede wszystkim jesteśmy ciekawe wszelkich nowych kosmetyków.


Odżywkę Alafii kupiłam właśnie z ciekawości. Podeszłam do niej bardzo ostrożnie. Przeszła poważny test. Zacznę od minusów. Zdecydowanie minus ma opakowanie. Butelka z twardego plastiku już w połowie użytkowania sprawia problemy. Trudno odżywkę wydobyć z butelki, chyba że cały czas stoi „do góry nogami”. To tak naprawdę jedyny mankament. Teraz już będzie nudno. Tylko same superlatywy. Odżywka jest gęsta, a przez to wydajna. Nie spływa z włosów. Pięknie pachnie. Cytrusowo, z nutą mięty. Raczej nie doszukuję się aromatu kawy. A jak działa? Rewelacyjnie. Nawilża do granic możliwości. Obawiałam się nadmiernego obciążenia przez masło shea. Przetłuszczające się włosy nie lubią ciężkich odżywek. A takimi zawsze wydawały mi się te z masłem shea.
Tak sobie myślę, że jest to najlepiej nawilżająca odżywka jaką kiedykolwiek używałam. Jedna tylko uwaga. Nie używajcie tej odżywki po olejowaniu włosów. Nie wychodzi z tego nic dobrego. 


Na uwagę zasługuje bardzo prosty skład tej odżywki. Tak naprawdę są to tylko dwa aktywne składniki (kawa i masło shea) oraz olejki eteryczne. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że im prostsza pielęgnacja i mniej skomplikowane kosmetyki tym lepiej. Odżywka skończyła mi się pod koniec września.  Zużyję to co mam i  kupię kolejną butelkę Alafii.
Ważny dla mnie jest jeszcze jeden aspekt tego kosmetyku - certyfikat Fair for life. Obrazęk kobiety z rowerem na opakowaniu to nie przypadek. 

Lubicie kosmetyki z masłem shea? Jakie?

11 października 2015

Projekt Denko - wrzesień 2015

Wrześniowe denko powinnam zacząć od słów – się wydenkowało. Na początku września podjęłam pewne wyzwanie. Czy się udało – przeczytacie na samym końcu.
A oto moje mega wrześniowe denko:


Zacznę od kosmetyków do twarzy. Micele, toniki, maseczki.
Micel z arganem od So Bio Etic uważam za bardzo udany kosmetyk. Jeśli nie przeraża Was to, że z butlą o pojemności 0,5 litra zaprzyjaźnicie się na dobrych 7-8 miesięcy – to kupujcie w ciemno. Ja z pewnością do tego kosmetyku wrócę. Recenzję przeczytacie tutaj.


Chwali się, że mamy coraz więcej rodzimych naturalnych kosmetyków. Marka Sylveco zdobywa rynek. Ja jednak nie potrafię przekonać się do jej kosmetyków. Hibiskusowy tonik do twarzy niby nie był zły, ale nie skradł mojego serca. Może kiedyś dam mu drugą szansę.

Dla odmiany urzekł mnie tonik 1000 Roses Andalou Naturals. Absolutna rewelacja. Obiecuję recenzję po zużytej kolejnej butelce.

Ze wszystkich glinek najbardziej lubię białą. Z tego powodu sięgnęłam po peeling z glinką białą i aloesem od Cattier. Szkoda tylko ,że kosmetyki tej marki są trudno dostępne. Tam gdzie kupiłam ten peeling już nie ma kosmetyków Cattier. Wielka szkoda. 


Maseczki w saszetkach to dobry wynalazek dla wszystkich tych, którzy szybko się nudzą maseczkami na wiele użyć. Ja zawsze mam coś z Luvosa. 

Czas jakiś temu także Lavera wprowadziła maseczki w saszetkach. Maseczka relaksująca pachnie fantastycznie czekoladą. Coś dla łasuchów, bez obawy tycia.

W pielęgnacji ciała to z reguły u mnie nic się nie dzieje. Jakieś mydło, peeling. I wystarczy. Mydło z solą morską A La Maison de Provence było z nami wyjątkowo długo. Warte uwagi, ale przy tej ilości mydeł jaka mnie kusi nie wiem czy stanie jeszcze na mojej drodze. Recenzja tutaj.


Lubię poleżeć sobie w wannie. Bez soli taka kąpiel nie może się odbyć. Najczęściej stosuję sól z Morza Martwego. Po sól z dodatkiem oleju arganowego sięgnęłam przypadkowo. Nic nadzwyczajnego.

Tarki i pumeksy do stóp nie sprawdzają się u mnie. Peeling do dłoni i stóp Providy jest wyjątkowo drobnoziarnisty, jak drobny plażowy piasek. Skuteczny za to nad podziw. To już kolejne zużyte pudełko, a recenzji brak.

Peelingi do ciała za to nie są zbyt często obecne w mojej łazience. To z powodu kessy. Odmiana jednak od czasu do czasu jest porządana. Desert Essence ma w swojej ofercie peeling z masłem shea. Przypadł mi do gustu.

Masło shea w różnych kosmetykach gości coraz częściej w mojej pielęgnacji. Odżywka Alafii odpowiada moim włosom. Na początku obawiałam się, że będzie zbyt obciążała włosy. Nic z tego. Nawilża do granic możliwości.


O mojej ulubionej mgiełce Aubrey  pewnie się Wam nawet czytać nie chce. ALe gdyby .... Recenzja tutaj.

Kolejnym włosowym kosmetykiem, który bardzo lubię jest spray z biotyną Andalou Naturals.

Lotion z pokrzywą Providy to także mój ulubieniec. Dlaczego? Recenzja tutaj.

O dawna chcę się z Wami podzielić opinią na temat dezodorantów Crystal Essence. Ten brak czasu...


Na koniec coś z czego jestem najbardziej dumna. Próbki. Sporo się uzbierało. Postanowiłam, że wrzesień będzie miesiącem kiedy rozpocznę ich zużywanie. Przyjrzałam cały koszyk próbek. Na szczęście tylko dwie powędrowały do kosza z powodu przekroczonego   terminu przydatności do użycia. No i rozpoczęłam zużywanie.


Próbek kremu pod oczy z rokitnikiem Logony nazbierało się tyle, że używam ich już miesiąc. Z pewnością sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie.  Kilka kosmetyków wpisałam na zakupową listę. Ale póki nie wykończę zapasów zakupom mówię kategoryczne stop.


Przy okazji próbek chciałam Was zapytać jaki jest Wasz stosunek do nich. Zbędny dodatek do zakupów czy szansa na przemyślany wybór kosmetyku?

4 października 2015

Mydło kastylijskie różane Czyste Mydło

Pozostańmy w kręgu mydeł kastylijskich  marki Czyste Mydło. Moje zapasy poznaliście już (klik). Tak jak napisałam nie poznałabym tych mydeł gdyby nie Renia i Anula.
Dzisiaj chciałam zaprezentować Wam mydło od którego zaczęło się moje szaleństwo – Mydło Kastylijskie Różane.


Na początek pewne wyjaśnienie. Za mydło kastylijskie uważa się mydła, które wykonana są z różnych olejów roślinnych. Prawdopodobnie pierwsze z nich powstały w Kastylii a z czasem nazwa ta przyjęła się dla wszystkich roślinnych mydeł.
Wyjątkowo nie zacytuję słów producenta. Mydło to bowiem zmieniło formułę i jego opis dotyczy bogatszej składnikowo wersji. Ta nowa wersja zawiera masło shea oraz masło kakaowe. Skład mojego mydła jest nieco skromniejszy. Oto on: zmydlona w 95% oliwa z oliwek, olej kokosowy i olej rycynowy, gliceryna, olejek różany, olejowy ekstrakt papryki.

Moja opinia:
Mydło jest zapakowane w ciekawą torebkę z szarego papieru. Torebce tej należy poświęcić kilka słów. Prostokątny kawałek papieru tak ciekawie poskładano, że tworzy on właśnie torebkę. Nie użyto kleju do jej wykonania. 


Pomysłowe i pracochłonne. Już po tej torebce widać, że to mydło powstało z wielkiej pasji.  Na torebce znajdują się wszystkie niezbędne informacje takie jak skład, data produkcji. Nie mogło oczywiście zabraknąć zdjęcia róży. Na opakowaniu widnieje jeszcze napis: „zdrowa żywność dla Twojej skóry”.  Torebka jest zawiązywana kawałkiem kolorowej wstążki.


Drugie moje różane mydło dla odmiany miało papierową opaskę.  Muszę przyznać, że taka prostota mnie zachwyciła. Nie wiem kto robi te torebki i wkłada w nie te mydełka. Wiem jednak, że bardzo się przy tym napracuje. Wielkie uznanie i szacunek.

A jak sprawuje się mydło? W połączeniu z wodą tworzy gęstą, aksamitną pianę. Dobrze sunie po skórze. Zostawia ją czystą. Nie odczuwam żadnego ściągania. Skóra jest dobrze nawilżona. Mydła używam do mycia twarzy oraz całego ciała. W higienie intymnej też się sprawdza. Ważne jest to, że na mydelniczce nie rozmaka. Jeśli chodzi o zapach tego mydła to jest bardzo delikatny i lekki. Nie ma mowy o porywającym różanym ogrodzie. Dla mnie mydła kastylijskie zawsze pachniały czystością. Musze jednak przyznać, że jeśli chodzi o zapachy tych mydeł są subtelne różnice. 


Nie muszę chyba wspominać, że mydła kastylijskie z mydlarni Czyste Mydło podbiły moje serce. Zgromadzony zapas mówi sam za siebie.  Firma ma ode mnie ogromy plus za stosunek do EDTA. Znacie te mydła?

2 października 2015

Mydła kastylijskie marki Czyste Mydło

Jeśli napiszecie pod tą notką, że zwariowałam – nie obrażę się. Macie rację w 100 %. Zwariowałam na tle mydeł marki Czyste Mydło.  


Każde wariactwo i uzależnienie ma swój początek. Początek mojemu wariactwu w temacie owych mydeł dały Renia i Anula. Każda z nich podarowała mi po kostce mydła. Różanego. No i się zaczęło. Różane mydło kastylijskie czekało sobie grzecznie na swoją kolej do mydelniczki. I doczekało się tej sądnej chwili. A ja? Jak użyłam, tak przepadłam. Zapragnęłam oczywiście kolejnych kostek. Wybór olbrzymi. I się zaczęło. Do koszyka, z koszyka, do koszyka …
Efekt taki, że w moim koszyku znalazło się … 12 kostek mydła. Słownie: dwanaście!



Węgiel brzozowy, bo brzoza taka nasza, polska, a ja sentymentalna jestem. Sól morska, bo kocham nasz Bałtyk. Płatki owsiane, bo bez nich nie ma śniadania. Awokado, bo sałatki z nim są pyszne.  Kawa także, bo jestem kawoszem. I lipa – do dobra na przeziębienia. O luksusowym spa od dawna marzyłam. Shea, bo uwielbiam. Melisa z cytryną, bo koi nerwy. Mleko i miód, bo to wspomnienie z dzieciństwa. A jak miód to i propolis być musi. I oliwa z oliwek, od której wszystko się zaczęło.  Jak widzicie zakup każdej kostki jest w pełni uzasadniony. Zwariowałam. Tak, na punkcie kastylijskich mydeł Czyste Mydło. 


27 września 2015

Mydło Fresh Sea Salt A la Maison de Provence

Naturalne mydła mają w sobie coś takiego, że trudno się im oprzeć.  Przed zakupem zawsze analizuję skład. Jestem rygorystyczna i bezwzględna. Wiecie, że nie zadowoli mnie jakiekolwiek  mydło naturalne. Musi być idealne pod względem składu. Żadnych konserwantów, sztucznych barwników czy wspomagaczy o nazwie EDTA.
Przeglądając przebogatą ofertę mydeł na iHerb trafiłam na mydła marki A la Maison de Provence. 



Od razu spodobała mi się nazwa – a la maison. Tak jak w domu czyli prosto, naturalnie, bez dziwactw.
Z kilku rodzajów mydła wybrałam takie z solą morską - Fresh Sea Salt.


INCI: Palm and/or coconut oil, vegetable glycerin, shea butter, argan oil, natural mineral pigments and/or sea salt, plant extracts and/or essential oils.

Moja opinia:
Mydła A la Maison de Provence wyróżniają się tym, że są to gigantyczne kostki o wadze 250 g.
Ćwierć kilo mydła na początku używania nie jest wygodne. Ja dużą kostkę podzieliłam na dwie części. Nie było to łatwe zadanie, ale się udało. Kostka jest śnieżnobiała, z wytłoczonymi napisami. Klasyka.



W użytkowaniu mydło jest bardzo przyjemne. Daje przyjemną, kremową pianę. To zasługa oleju kokosowego.  Nie mam mowy o wysuszeniu skóry. Wprost przeciwnie. Masło shea i olej arganowy dbają o to, aby mycie ciała i twarzy tym mydłem nie sprawiało dyskomfortu. Przeciwnie – ma nawilżać, na tyle ile mydło potrafi to zrobić. Muszę przyznać, że trochę obawiałam się soli w tym mydle. Spodziewałam się małych kryształków. Sądziłam, że mydło będzie miało peelingujące właściwości. A tu nic takiego. Mydło ma jednolitą strukturę. Sól pewnie się rozpuściła podczas jego wytwarzania. Aby nie było tak pięknie muszę wspomnieć o wadzie. Podczas wysychania na mydelniczce mydło miało tendencję do pękania. Na jego powierzchni tworzyły się nieestetyczne bruzdy.


Mimo tego małego minusa wspominam to mydło bardzo dobrze. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze wrócę do tego mydła, tyle bowiem jeszcze naturalnych kostek zostało do odkrycia. Mydło z solą morską należy już do wspomnień. Zdradzę Wam, że Renia i Anula zaraziły mnie bakcylem o nazwie  Czyste Mydło. Odkryłyście ostatnio jakieś dobre mydła?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...