Dla Was piszę

29 stycznia 2016

Moje zakupy w Ecco Verde

O czasu do czasu robię kosmetyczne zakupy. Staram się, aby były przemyślane i racjonalne. Tylko to czego potrzebuję. Ecco Verde kusi bogatą ofertą. Oparłam się jednak i kupiłam tylko cztery kosmetyki.
Oto one:


Dezodorant z bergamotką i limonką Schmidt’s – dzisiaj skończyłam słoiczek. Drugi przyszedł w najlepszym momencie. Zachwycił mnie ten kosmetyk. Postaram się, aby recenzja była lada dzień. 


Drugi dezodorant tej samej marki ma inną formę. Sztyft. I zapach inny. Jałowiec i cedr. Przyjemny męski zapach. Dezodoranty te w formie sztyftu pojawiły się w Ecco Verde zupełnie niedawno. Dla wielu osób jest to forma wygodniejsza niż słoiczek i szpatułka.
Marka Akamuti od samego początku moich zakupów w Ecco Verde przyciągnęła moją uwagę.


Tym razem wybrałam dwa kosmetyki. Krem oczyszczający słodka pomarańcza zastąpi śmietankę do demakijażu. Oczywiście, że już powąchałam krem. Olejek geraniowy i pomarańczowy tworzą intersującą zapachową kompozycję. I jeszcze kropla mirry. Cudeńko.


Zima nigdy nie była łaskawa dla mojej skóry. Mrozy zrobiły wiele złego. Panaceum ma być Kalahari olej z arbuza. Zapach urzekający. Tyle mogę powiedzieć.



Jak się Wam podobają moje zakupy?

24 stycznia 2016

Savon noir Eucalyptus Karawan authentic

Moja stara wysłużona kessa nie ma ze mną łatwego życia.  Zima to czas kiedy częściej oddaję się zabiegom głębokiego oczyszczania skóry. Czarne mydło nie jest mi obcym kosmetykiem. Mam już kilka zużytych słoiczków od rożnych marek na koncie. Trafiłam na produkty różnej jakości, różnej konsystencji. Lepsze i gorsze. Dlatego tym razem postawiłam używać kosmetyku z najwyższej półki, bo z certyfikatami Ecocert i Cosmetique Bio. Wybrałam Savon noir Eucalyptus Karawan Authentic. 


Dlaczego się tak stało? Powodem były przemyślenia po obejrzeniu programu o produkcji oliwy. To już jednak inna opowieść.Jedno wiem, z pewnością po oliwę bez certyfikatu nie sięgnę, tak jak i po savon noir również.

O kosmetyku przeczytamy:
„Produkt, na którym opiera się cały rytuał hamman. Stosowanie czarnego mydła to jeden z sekretów orientalnego piękna, rozumianego jako styl życia i opierającego się na wysokiej jakości produktów pielęgnacyjnych, nierozłącznie idącego w parze z wieloletnią tradycją
Czarne mydło eukaliptus składa się wyłącznie z tłoczonej na zimno oliwy z oliwek połączonej z czystym i naturalnym olejkiem eterycznym z eukaliptusa.


Olejek eteryczny z eukaliptusa pomaga udrożnić drogi oddechowe w czasie przeziębienia, pomaga usunąć toksyny i daje głębokie uczucie relaksu. Odpręża i harmonizuje.
Orientalny peeling: pod prysznicem lub w kąpieli nanieść na mokrą skórę i masować okrężnymi ruchami lub pozostawić na kilka minut. Podczas spłukiwania masować skórę energicznymi ruchami przy pomocy rękawicy kessa. Skóra staje się miękka, oddycha się lepiej i będzie głęboko nawilżona.

Skład: Aqua, Potassium Olivate*, Glycerin*, Eucalyptus globulus oil, Sodium Chloride, Caramel*, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Potassium hydroxide, Limonene.
99% składników jest pochodzenia naturalnego
40% składników pochodzi z rolnictwa ekologicznego”


Moja opinia:
Wybierając to czarne mydło najpierw zwróciłam uwagę na skład. Zastanowiła mnie obco brzmiąca nazwa Tetrasodium Glutamate Diacetate. Odetchnęłam z ulgą, bo jest to substancja chelatująca, pochodzenia roślinnego, antyoksydant.  Po otwarciu pudełka czuję mocną woń eukaliptusa. Potrafi ona nawet przebić katar. Savon noir ma idealną konsystencję. Nie jest ani zbyt zbite, ani zbyt rzadkie. Do wyjmowania go z pudełka używam drewnianej szpatułki laryngologicznej. Savon noir dobrze się rozprowadza na skórze. 


Jak już pokryję skórę bursztynowym mazidłem zostawiam ją tak na kilka chwil, a potem zaczynam szorowanie kessą. Skóra jest mocno oczyszczona, wygładzona. Wszystkie pory z pewnością się otwarły. Ciało gotowe jest na chłonięcie odżywczego oleju arganowego. Zapach olejku eukaliptusowego orzeźwia i odpręża jednocześnie. Lubię ten swój uproszczony rytuał hammam, w którym wykorzystuję savon noir, olej arganowy i glinkę rhassou.  Savon noir to jeden z moich ulubionych kosmetyków do oczyszczania ciała. Savon noir Eucaliptus znajdziecie w Matique.

Lubicie rytuał hamman? A może macie inne sposoby na piękną skórę?


22 stycznia 2016

Mydło mięta i cytryna w trukwie 94b handmade

Czas napisać kilka słów o mydle, którym się już chwaliłam. Mydło mięta & cytryna w trukwie dostałam w prezencie od Bianki.  Nie mogłam się oprzeć i zaraz mydło powędrowało do łazienki.


Mydło to powstało w mydlarni 94b hand made.  Sama właścicielka piszę, że to „maleńka manufaktura mydła, niejako spod strzechy”.

O mydle przeczytamy:
„To się rzadko zdarza: eksperyment dwóch różnych mydeł, różnych kolorów i zapachów udał się za pierwszym podejściem! To miało być mydło do zabrania na narty: pobudzające, chłodzące, ze wspomnieniem słońca i podmokłej łąki z narkotycznym zapachem dzikiej mięty wodnej. Z pewnością je zabierzemy!
Trukwa lubi wodę, wtedy mięknie i łagodnieje; mydło należy potrzymać trochę pod prysznicem lub w wannie, aby włókna trukwy straciły twardość, w przeciwnym razie mogą służyć za pumeks.


Skład: zmydlone oleje kokosu, oliwy, owoców palmy, nierafinowany z owoców palmy, rzepaku, słonecznika, gliceryna, woda, mentol, tlenek chromu III
Olejki eteryczne: mięty pieprzowej, mięty kędzierzawej, May Chang, cytryny, paczuli, trawy cytrynowej.”

Moja opinia:
Moje jedno z kosmetycznych marzeń spełniła Bianka. Sama sobie obiecałam, że dopóki nie zostanie mi jedna kostka mydła nie pozwolę sobie na mydlane zakupy. Patrzyłam więc na mydła, które pokazała Bianka, i patrzyłam … Aż tu któregoś razu, puk, puk do drzwi.  Bianka zrobiła mi niesamowitą niespodziankę. Przejdźmy jednak do mydła. Mydło zapakowane jest w papierową torebką. Na papierowej etykiecie umieszczono wszystkie potrzebne informacje. Jest skład, waga, seria produktu. Kilka słów poświęcono samej trukwie.  Mydło wygląda prześlicznie. Zdjęcia pokazują jego urodę. Niestety zdjęcia nie oddają zapachu. Woń jest zdecydowana. Słodko miętowa z domieszką kwaskowatej cytryny. Zapach tego mydła jest wypadkową użytych olejków eterycznych. Najbardziej egzotyczny dla mnie jest olejek May Chang. Na stronie Zielonego Klubu znalazłam takie informacje o nim:
„Olejek destylowany z owoców niewielkiego tropikalnego drzewa May Chang (Litsea cubea), spokrewnionego z cynamonem i występującego we wschodniej Azji. Określany jest „olejkiem spokoju”, gdyż ma wielki wpływ w zakresie promowania fizycznego relaksu i psychicznego odprężenia.
May Chang znany jest również pod nazwą górskiego pieprzu, egzotycznej lub tropikalnej werbeny. Owoce, kora, liście i kwiaty od dawna stosowane były w medycynie chińskiej. Natomiast olejek eteryczny ma dość krótką historię stosowania i stał się popularny dopiero w ostatnich latach, głównie za sprawą aromaterapeutów, dla których jest jednym z ulubionych olejków używanych w zabiegach leczniczych.
Zapach olejku jest często porównywany do trawy cytrynowej, ale jest delikatniejszy, świeży, słodki, ciepły z nutami piżma, prawie jak zapach cytrynowej werbeny.”



Mydło jest bardzo przyjemne w użyciu.  Nie biorę z nim kąpieli codziennej. Służy mi co drugi, trzeci dzień do zrobienia peelingu całego ciała. Nagrodą jest gładka, zadbana skóra. Mydło to ma jeszcze jedną zaletę. Do jego przechowywania nie potrzebujemy mydelniczki. Zawieszone na sznurku mydło dobrze wysycha. Miałam już w swojej łazience dużo dobrych mydeł. Mięta z cytryną uplasowała się na szczycie listy. Od Bianki mam jeszcze mydło z glinką rhassoul. Czeka na swoją kolej. Znacie mydła 94b hand made? 


17 stycznia 2016

Kolorowe nowości od Couleur Caramel

Od dawna zastanawiałam się jakby wyglądało moje kosmetyczne życie gdyby nie blogerki.  Doszłam do wniosku, że byłoby to życie szare i smutne kosmetycznie. Renia, Anula, Violka, Limonka, Sandra, Bianka, Barbara, Kasia, Pati  zawsze mnie skuszą jakimś kosmetykiem.
Tym razem skutecznego kuszenia dokonała Renia. Od czasu jakiegoś zastanawiałam się nad zakupem nowej maskary. Obecnie używana jest totalnym niewypałem, z którym bardzo się męczę. Do zakupu nowej maskary postanowiłam podejść z wielką uwagą. Rozważałam różne marki. A że duszę mam ryzykantki wybrałam zupełnie nie znaną mi francuską markę Couleur Caramel.



Oczywiście na brązowej maskarze się nie skoczyło. Wybrałam jeszcze dla siebie błyszczy w kolorze czerwonej maliny. Drugi błyszczyk, perłowy koral, kupiłam z myślą o mojej mamie. Tusz już jest w użyciu. Błyszczyk czeka jeszcze na swoją kolej (już niebawem).  Muszę przyznać, że noszę się z zamiarem kupna cieni. Kosmetyki dotarły do mnie błyskawicznie. 


W paczuszce oprócz błyszczyków i tuszu, znalazłam jeszcze pędzel. Wykorzystam go do nakładania różu. I jak tu nie ulegać kosmetycznym pokusom kiedy dziewczyny pokazują na blogach same wspaniałości? Same powiedzcie czy można się oprzeć. 


10 stycznia 2016

Odżywczy krem do twarzy BIO "Aloes i Bambus" Born To Bio

O roli nawilżania skóry nie trzeba nikogo przekonywać. Kremy nawilżające stosuję pod makijaż. Nocą natomiast królują odżywcze oleje. Przez ostatnie miesiące odpowiedniego nawilżenia dostarczał mi Born To Bio Odżywczy krem do twarzy BIO "Aloes i Bambus".


O kremie przeczytamy:
„Pochodzący z unikalnego wyciągu z kompleksu roślinnego krem odżywczy na bazie świeżego soku z organicznego aloesu i koncentratu z bambusa, dla skóry suchej do bardzo suchej.
Wygładza wrażliwe partie twarzy, dostarczając składników niezbędnych do optymalnego nawilżenia skóry. Dzięki zawartemu w nim masłu shea, chroni skórę przed utratą nawilżenia, regeneruje ją i nadaje skórze elastyczności i czystego blasku. Od pierwszej chwili użycia skóra staje się nasycona i posiada długotrwałą ochronę. Po 8 godzinach od nałożenia, w skórze utrzymuje się ponad 62% nawilżenia.

Kluczowe składniki:
-Aloe Barbadensis Leaf Juice - Aloe Vera - Aloes Zwyczajny -  jeden z najbardziej skutecznych środków na oparzenia słoneczne i podrażnienia skóry. Wspaniale nawilża suchą skórę.
-Butyrospermum Parkii — Shea Butter - masło uzyskane z orzechów z drzewa magnifolii w środkowej Afryce, znane również, jako masło karite lub masło Afryki. Wspaniały środek zmiękczający, bogaty w kwasy tłuszczowe i inne składniki odżywcze.
-Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet almond) Kernel Oil - Olej ze słodkich migdałów  - Idealnie zmiękcza i odżywia skórę.


Skład: Aqua (Water), Aloe Barbadensis (Aloe vera) leaf juice**, Cetearyl alcohol and cetearyl glucoside, Glycerin, Butyrospermum parkii (Shea) butter**, Helianthus annuus (Sunflower) seed oil**, Cera alba (Bees) wax**, Xylitylglucoside and anhydroxylitol and xylitol, Prunus amygdalus dulcis (Sweet almond) kernel oil**, Coco caprylate, Polyglyceryl-10 nonaisostearate, Dehydroacetic acid and benzyl alcohol, Cetearyl alcohol, Xanthan gum, Parfum (Fragrance), Tocopherol, Bambusa arundinacea stem extract, PCA ethyl cocoyl arginate, Sodium hydroxide, Linalool, Limonene, Citronellol. 
*) składniki organiczne (25,1%) na 98,9%  składników naturalnych.”


Moja opinia:
Moja mieszana cera częściej potrzebuje porządnego nawilżenia niż matowienia. Wybierając krem kierowałam się przede wszystkim składem. Moja skóra lubi aloes. To on daje przede wszystkim skórze pić.  Innym ważnym składnikiem jest bambus.  Sok z liści bambusa bogaty w sole mineralne, mikroelementy i olejki eteryczne. Pobudza skórę do działania, przyspiesza przemianę materii w jej komórkach, usprawnia wydalanie toksyn. Dzięki temu skóra staje się gładsza, świeższa, ma ładniejszy koloryt. Krem ma korzystny skład dla mojej cery. Jest olej słonecznikowy i olej ze słodkich migdałów. Trochę obawiałam się masła shea. Dawno temu zakodowałam sobie, że jest bardzo ciężkie, odżywcze, że może zapychać mieszaną cerę. Skreślam ten mit. U mnie dobrze się sprawdza. Trudno się odnieść do zapewnień producenta o nawilżeniu skóry po ośmiu godzinach. Nie robiłam żadnych badań w tym kierunku. Krem po prostu dobrze mi służył. Na koniec zapach – jest ziołowy. Można nawet powiedzieć, że to zapach skoszonej trawy.  Nie jest to moja ulubiona nuta zapachowa, ale można się przyzwyczaić. Wygodna aplikacja dzięki butelce airless plasuje ten krem jeszcze wyżej w rankingu ulubionych kremów.  Warto sięgnąć po ten krem.

Znacie kosmetyki Born To Bio? Jakie są Wasze ulubione kremy na dzień?


6 stycznia 2016

Mydło z masłem shea kadzidło i mirra


Mydła Nubian Heritage co jakiś czas pojawiają się w mojej łazience. Bardzo je lubię. Ich cechą charakterystyczną jest fantastyczny zapach. Zimą mam ochotę na ciepłe, korzenne zapachy.
Mydło z masłem shea kadzidło i mirra wydaje się być stworzone specjalnie na tę porę roku.


Kartonik, który skrywa pachnącą kostkę jak zwykle opatrzony jest cennymi informacjami.
„Historia podaje, że sława masło shea, obecnego w afrykańskiej farmakologii, dotarła dzięki karawanom na dwór  Kleopatry. Masło Shea jest bogate  niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe, które nawilżają i zmiękczają skórę. Kadzidło znane ze swoich właściwości anti-aging posiada także walory  aromaterapeutyczne. Mirra, którą wymienia się na pipurusie Ebersa, używana była w maseczkach do twarzy.
Mydło z masłem shea  bogate jest w witaminy i składniki odżywcze, w tym witaminę E, mleko sojowe, masło kakaowe.  Specjalna mieszanka olejków eterycznych: kadzidlanego, z mirry,  kardamonu, imbiru, pieprzu czarnego daje niesamowite wrażenia zapachowe.”



INCI: 100% Vegetable Soap: raw butyrospermum parkii (shea butter)*, theobroma cacao (cocoa) seed butter*, coconut oil*, and/or palm oil, soy milk, tocopherol (vitamin E), extracts of frankincense and myrrh, vegetable glycerin, essential oil blend, mineral pigment or vegetable color
*Certified Organic Ingredient

Moja opinia:
Nie napiszę nic nowego ponad to co napisałam już o używanych przeze mnie mydłach Nubian Heritage. Jest wspaniałe. Dobrze dba o skórę. Bogactwo maseł  odżywia  i chroni skórę. Nie można chyba sobie wyobrazić nic bardziej odżywczego niż połączenie masła shea, masła kakaowego i oleju kokosowego. Skóra jest gładka i nawilżona. O to przecież chodzi w codziennej pielęgnacji. Jak już wspomniałam wszystkie znane mi  mydła Nubian Heritage pachną przepięknie. Tym razem mam woń wyjątkowo bogatą. Kadzidło, mirra, kardamon, imbir zostały przyprawione nutką czarnego pieprzu. Zapach jest wyrazisty.
Kilka słów o głównych składnikach, które dały ten cudowny zapach.

Mirra jest wonną żywicą kolczastego krzewu commiphora myrrha występującego na sawannowych terenach Afryki Wschodniej i Północnej oraz na obszarze Półwyspu Arabskiego – głównie w Jemenie i Omanie. Owoce, podobne do oliwek, są gorzkie co po arabsku oznacza „murr”, stąd nazwa mirra.
Jej aromat jest ciepły, balsamiczny, kojący.


Olibanum (kadzidło) pozyskiwane jest z drzewa boswellia porastającego skraje pustyń północno-wschodniej Afryki. Wydzielanie tej żywicy jest reakcją obronną rośliny przed piekącym słońcem. Woń jest lżejsza niż mirry, ostrzejsza i lekko cytrusowa.
Zapach nie ma w sobie nic ze świątecznej słodyczy. Mnie oczarował. Szkoda tylko, że już niedługo mydło się skończy. Z pewnością jeszcze po nie sięgnę.

Znacie mydła Nubian Heritage? A może polecicie mi pachnące mydła innej marki?

2 stycznia 2016

Projekt Denko Listopad-grudzień 2015

Nowy Rok dobry jest na porządki. Kolejny rok blogowania postanowiłam rozpocząć od denka. I to podwójnego. W grudniu się nie wyrobiłam z denkową notką. Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam listopad i grudzień minionego już roku.


No to po kolei. Zacznę od mydeł. W mojej łazience króluje Czyste Mydło (klik). Mydła kastylijskie służą mojej skórze. Rodzina także bardzo je lubi. Każde z mydeł zasługuje na odrębną notkę. Różnice są subtelne, ale zauważalne. Zużyliśmy następujące kastylijskie mydła: Różane (klik), z Węglem Brzozowym, Awokado oraz Propolis Wosk Miód. Nie potrafię wskazać faworyta. Wszystkie są godne polecenia.


Zużywam także zapasy mydeł z iHerb. Bardzo lubię mydła oparte na maśle shea. Pumpkin Spice dobrze wpisało się w jesienną pielęgnację. Dobre mydło i tyle. Wiele takich już miałam.

Włosowa pielęgnacja nie zmieniła się jakoś diametralne w ostatnich miesiącach. Mgiełka Aubrey należy do moich ulubieńców (klik). Cenię sobie kosmetyki z zieloną glinką marki Argital. 


Szampon do włosów blond i delikatnych zapowiadał się fantastycznie. Skład bez zarzutu, ulubiony rumianek obecny, zapach przyjemny, a działanie … Niestety beznadziejne. Miałam wrażenie, że szampon ten nie myje włosów. Z olejami to zupełnie sobie nie radził. No cóż w świecie naturalnych kosmetyków też są rozczarowania. Moje włosy nie są po prostu delikatne.

Zupełnie inaczej rzecz ma się z żelem do higieny intymnej z olejkiem niaouli i zieloną glinką. Kolejna butelka opróżniona, recenzji nie ma, ale będą kolejne zakupy.


Czasami kończą mi się balsamy do ciała. Najczęściej używam ich jako kremów do rąk. O lotionie Avalon Organics pisałam już (klik). Tym razem sięgnęłam po wersję z ylang-ylang. 


Na uwagę zasługują lotiony Aubrey Organics. Z bogatej oferty wybrałam lotion z olejem ze słodkich migdałów. Delikatna skóra gwarantowana.

Pielęgnacja twarzy ostatnio nie wygląda u mnie jakoś szczególnie. Zupełnie nie miałam czasu na upiększające zabiegi. 


Zużyłam tylko dwie saszetkowe maseczki , jedna Lavery (klik), druga Sante z kwasem hialuronowym. To musi się zmienić.

A może tak dobrze dbał o moją cerę olejek Moroccan Beauty Andalou Naturals, że nie potrzebowałam maseczek? W tym kosmetyku urzeka wszystko. Kolejny raz przekonuję się o tym, że moja cera lubi oleje stosowane na noc.


Za kosmetykami typu serum nie przepadam. Z Time Miracle Serum od Madary mogłabym się zaprzyjaźnić. Pomyślę o opakowaniu pełnowymiarowym.

Dno zobaczył także dezodorant Crystal Essence.  Tym razem wersja rumiankowa. Lubię te dezodoranty. Stosowałam także wersję lawendową (klik). Z pewnością wrócę do tych ałunowych dezodorantów.


Najtrudniej namówić mnie na zmianę podkładu, którego używam. Lubię Laverę i Logonę. Tych marek powinnam się trzymać. Zupełnie nie wiem dlaczego postanowiłam skusić się na podkład Providy. Podkładu tego zaczęłam używać latem. Nie sprawdził się. Był zbyt ciężki, ważył się.  Jesienią i zimą używało się go zdecydowanie przyjemniej. Podsumowując nie podbił mojego serca.

Od czasu do czasu pozwalam sobie na długie wylegiwanie się w wannie. Czas ten uprzyjemniają mi różne kąpielowe dodatki. Ostatnio był to batonik kąpielowy Bio Kokos. Bardzo przyjemny drobiazg.


Pamiętacie, że pisałam o tym, że zawzięłam się na zużycie próbek, które posiadam.  Dzielnie zużywam małe saszetki. 


Moja cera dobrze toleruje ten eksperyment. Nie buntuje się w kwestii ciągłych zmian. A ja nie mam wyrzutów sumienia, że zmarnowałabym naprawdę dobre kosmetyki. Wkraczamy w nowy rok. Mam takie małe blogowe postanowienie. Marzy mi się dekowy post, w którym będę mogła podlinkować wszystkie zużyte kosmetyki. Jak tam Wasze denka z końca roku? Czynicie noworoczne postanowienia?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...