Dla Was piszę

14 lutego 2016

Projekt Denko Styczeń 2016

Nie odpuszczam Projektowi Denko. Ambitnie staram się zużywać kosmetyki do samego końca. Z założenia dopiero po zużyciu powinnam kupić kolejny kosmetyk. Z tym mam jeszcze problem, ale bardzo się staram. Najważniejsze jest to, że nie marnuję kosmetyków. Styczeń obfitował w puste opakowania. Same popatrzcie ile pustych opakowań.


A teraz po kolei.
Rozpocznę od mycia twarzy. Używam mydła, ale nie tylko. Chociaż coraz bardziej myślę o tym, że mydłow  zupełności zaspokaja moje potrzeby w tym zakresie.
Mam cerę mieszaną. Służą jej kosmetyki z zawartością olejku z drzewa herbacianego. Mydło kastylijskie do twarzy z olejkiem herbacianym od Desert Essence bardzo mi się spodobało. Do wieczornego porządnego oczyszczania cery w sam raz. Marka Dessert Essence ma duży wybór dobrych naturalnych kosmetyków.


Rano dla odmiany serwuję mojej buzi dużo łagodniejsze mycie. Pianka Andalou Naturals 1000 Roses to sama łagodność. Zapach róż dobrze nastraja z samego rana.

Jestem wielką fanką wody różanej. Ostatni miesiąc należał do wody różanej Pukka. Muszę przyznać, że to jedna z lepszych gatunkowo jakie używałam. Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale ja uważam, że wody różane są różnej jakości, od bardzo kiepskich i przeciętnych po prawdziwe królowe. Woda różana Pukki należy do tych ostatnich.


Zachwyciły mnie dezodoranty Schmidt’s. Miałam wersję z bergamotką i limonką. Mam już kolejny słoiczek. Recenzję przeczytacie tutaj.

Pisałam już niejednokrotnie, że mam problemy z bolącymi stawami. Stosuję różne preparaty. Wart uwagi jest krem z kamforą i tymiankiem oparty na zielonej glince Argital. Pomaga i to jest najważniejsze.

Lubię pielęgnację z aloesem w roli głównej. O kremie nawilżającym Born to Bio przeczytacie tutaj.


Zużyłam także dwa bardzo dobre kosmetyki Femi. Liftingujące Serum pod oczy i na powieki towarzyszyło mi ponad 10 miesięcy. Nie ma się co dziwić – 50 ml. Drugim dobrym kosmetykiem była maseczka oczyszczająca Bio-Puritas.


Mój hit do włosów to tonik wzmacniający Aubrey Organic. Recenzję przeczytacie tutaj.


Denko bez mydeł w kostkach, a w właściwie po opakowaniach po nich nie byłoby ważne.
Królowaniem w ostatnim czasie musiały podzielić się Nubian Heritage (klik) oraz Czyste Mydło (klik). Tym razem używałam klasyka czyli czystego mydła kastylijskiego. Najdelikatniejsze z możliwych mydeł.


Dobrym było także glicerynowe mydło Hugo Naturals o zapachu patchouli i drewna sandałowego. Zapach przepiękny. Jedna rzecz bardzo mnie zaskoczyła – było wyjątkowo twarde jak na mydło glicerynowe.

Na koniec trochę drobiazgów czyli mineralny cieć EDM o nazwie Illuminator, błyszczyk Lavery w kolorze mango oraz pomadki ochronne Hurraw i Sierra Bees.


Ambitnie zużywam próbki. Muszę przyznać, że nie wiem skąd się ich tyle bierze. Zużywam i ciągle mam.

A jak Wasze denka? 


13 lutego 2016

Niespodzianka od Kosodrzewiny

Z marką Pat&Rub nigdy nie było mi po drodze. Nawet nie potrafię powiedzieć dlaczego. Z jednej strony bardzo chciałam wypróbować kosmetyki tej marki, a z drugiej strony coś mnie powstrzymywało od zakupów.
Wczoraj wszystko się zmieniło. Kosodrzewina sprawiła mi niespodziankę.
Oto co otrzymałam:



Dwa ogromne kosmetyki. Rewitalizujący scrub do ciała ma poradzić sobie z przesuszoną skórą.


Dzieła nawilżenia dokona Bogate Masło do ciała z serii Home Spa.


Paczka czekała na mnie po powrocie z pracy. Rzuciłam się na nią jakbym w życiu żadnych kosmetyków nie miała. Oczywiście najpierw powąchałam. Czas na domowe spa zarezerwowałam sobie na dzisiejszy wieczór.  Uwielbiam taki czas tylko dla siebie. Wy pewnie też. 


7 lutego 2016

Dezodorant bergamotka + limonka Schmidt's

Naturalne dezodoranty były moimi pierwszymi kosmetykami jakie zaczęłam używać. Wybór był oczywisty. Względy zdrowotne decydujące.
Poznałam już wiele naturalnych dezodorantów.  Najbardziej odpowiadają mi te oparte na ałunie.  Myślałam, że tak już pozostanie. Aż tu nagle niespodzianka czyli dezodorant, którego bazą jest soda oczyszczona.
Sodę oczyszczoną zna każdy. Dziwić może że biały proszek sprawdzi się jako dezodorant. Oczywiście nie sam.  Dezodoranty, które wykorzystują sodę oczyszczoną produkuje amerykańska firma Schmidt’s Deodorant.
Czytałam opinie pozytywne i negatywne na temat tych dezodorantów.  Sama postanowiłam wypróbować na własnej skórze. Wybrałam dezodorant Bergamot+Lime.


O dezodorancie przeczytamy:
„Cudowny zapach bergamotki i limonki połączony w tym dezodorancie przypomina o słonecznych, letnich dniach i jest prawdziwą rozkoszą dla skóry! Eteryczne olejki tych roślin dają dodatkowe dezynfekujące właściwości temu dezodorantowi. Wegański i nie testowany na zwierzętach.Wolny od aluminium, glikolu propylenowego, parabenów i ftalanów.


INCI: Butyrospermum parkii (shea butter), Sodium bicarbonate (baking soda), Maranta arundinacea (arrowroot) powder, Theobroma cacao (cocoa) seed butter, Citrus bergamia (bergamot) essential oil, Citrus aurantifolia (lime) essential oil, Tocopherol (vitamin E), Humulus lupulus (hop) extract.”

Moja opinia:
Dezodorant Schmidt’s Bergamotka-Limonka kupiłam jeszcze w ubiegłym roku. W Ecco Verde dostępne były tylko dezodoranty w słoiczkach. Obecnie można kupić także te w sztyfcie. Dezodorant w formie kremu ze słoiczka bardzo mnie zaintrygował. Najbardziej ciekawiła mnie aplikacja. Okazało się, że nie jest to takie skomplikowane. W słoiczku z twardym kremem jest specjalna łopatka. Wystarczy odrobinę uskrobać mazi, rozgrzać w dłoniach i posmarować pod pachami.


Konsystencja jest twarda i zbita. Podczas rozgrzewania w dłoniach wyraźnie czuję drobinki sody oczyszczonej. Tak jest z aplikacją. Moja wersja z bergamotką i limonka pięknie pachnie. Zapach nie jest zbyt trwały. Nie koliduje z woda toaletową, której używam. Czas na działanie tego dziwnego dezodorantu. Na chwilę jednak wrócę jeszcze do dezodorantów ałunowych.  Ałun sprawia, że pocę się. Pot jednak nie ma nieprzyjemnego zapachu. Z dezodorantem sodowym jest inaczej. Pod pachami jest sucho.  Ciekawe czyja to zasługa. Może sody? A może tajemniczej maranty trzcinowej? Świeżo i sucho przez cały dzień. To dla mnie największe zaskoczenie. U mnie dezodorant sprawuje się na medal. Mogę go także używać po depilacji bez obawy o podrażnienia.  Niecierpliwie czekam na lato, aby sprawdzić jak poradzi sobie w wyższych temperaturach.  


Skład jest zadziwiający: masło shea, soda oczyszczona, masło kakaowe, olejki eteryczne, wyciąg z chmielu. Pominęłam jeden składnik, a mianowicie proszek z maranty trzcinowej. Kłącze tej rośliny zawiera skrobię.  Sprawa suchości rozwiązała się sama. O dezodorancie tym mogę śmiało powiedzieć, że jest to najskuteczniejszy dla mnie dezodorant jaki miałam.  Tak jak wspomniałam dezodoranty dostępne są także w formie sztyftu. Mają jednak inny skład.  Zostanę przy słoiczkach.  Zawartość słoiczka zużyłam w ciągu dwóch miesięcy.

Znacie dezodoranty Schmidt’s?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...